Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Najsmutniejszy dzień

 Wielkie połacie światłocienia
otwierają się o zmroku.
Od zachodu.
Południowy wiatr sieje suszę,
północny idzie z deszczem.
Mam wrażenie, że mocują się
dokładnie nad dachem mojego domu.

Na przegubie lewej ręki mam czas
zamiast zegarka.
Na prawej - bezczas.
Równoważą się.
Czas
równoważy teraz te światłocienie.
Równonoc. Równodzień. Równoczas.

Spadające żołędzie stukają 
o dach domku w ogrodzie.
Lubię ten dźwięk.
Szumią liście dębowe i palmowe
i odległe wspomnienia w mojej głowie -
o innych dębach, palmach, innych jesieniach.
O innej mnie.
Tak innej, że aż zastanawiam się,
jak można tak bardzo zmienić się
w ciągu jednego życia...


Poranki mgliste już i chłodne.
Wyświetlają się ostatnie godziny lata.



Jeszcze zakwitły późne róże,
jeszcze dużo słodkich fig -
raj dla podniebienia,
jeszcze zbieram płatki słoneczników,
które teraz dopiero dojrzewają.
Ale to już ostatnie tchnienie ciepła.




Moje ulubione, wysokie, rozkołysane topinambury,
w przeciwieństwie do słoneczników,
które rosną obok,
wcale nie chcą jeszcze 
pogubić swoich świetlistych płatków.



Ale futrzaki coraz bardziej
tulą się do siebie.


Święto Mabon dzieje się teraz.
Zaraz zacznie się kolejna jesień,
ale przez głowę przemknęła mi myśl,
że każdy dzień przybliża mnie do wiosny.

Patrzę na palmy w ogrodzie i myślę,
że one rzadko rosną obok lip czy dębów.
Tutaj tak.
Lipa i dęby zaraz pozbędą się liści,
ale palmy będą zawsze pełne
swoich kołysanek i szelestów.


Zakładam dziś brązową sukienkę.
Będzie pasować do kasztanów,
żołędzi, orzechów, do jesieni.




Rozpalam ognisko.
Kamienie w kręgu będą się powoli nagrzewać.


Dużo ostatnio u mnie soku z jabłek i gruszek,
które obrodziły wyjątkowo obficie.





Ale teraz
mam ochotę na gorącą czekoladę
z pieprzem cayenne.
I jabłka pieczone z miodem, 
cynamonem i goździkami.
Mam ochotę na smaczny,
rozgrzewający początek jesieni.
Taki, który wolniutko przesącza się
przez ucho jesiennej filiżanki.



Spójrz, wszystko już zwalnia bieg,
uspakaja się, 
a duch jesieni podgląda zza drzew.



Czas na zapiski w brązowym notesie.
Kartki rozdmucha północny wiatr,
zapachną dymem z ogniska,
zapamiętają szelest liści
i moje westchnienia.



"Kiedy indziej słucham, jak wieje wiatr.
I myślę, że warto urodzić się
choćby po to, by słyszeć, 
jak wieje wiatr" -
tak napisał kiedyś portugalski poeta, 
Fernando Pessoa.
Tak, Fernando, jak bardzo miałeś rację.
Warto się urodzić choćby tylko po to.
Ciebie od dawna już nie ma
na tym tu świecie,
ale słucham teraz tego wiatru
za Ciebie i dla Ciebie.
Lubię imię Fernando.
I napisałeś też, że 
"cokolwiek, kiedykolwiek,
i tak będzie to, co jest".
Zatem jest koniec lata.
Dla mnie, najsmutniejszy dzień w roku,
ale nie zwykłam smucić się długo, więc
zaraz otrzepię pióra i pójdę dalej.
W tę nową jesień. 

Już czas.



Nawet wtedy

 Głęboko pośród głazów
kryją się pasma odległych czasów -
tyle istnień odeszło już
w siną dal...
W tajemniczych szczelinach
zawsze coś słychać -
szmery istot z dna oceanu,
piski mew,
które już umarły,
echo minionych fal.


Dzień dzisiejszy też będzie kiedyś
odległym czasem
i może ktoś
z dalekiej przyszłości odkryje,
co schowałam wśród skał,
co wszeptałam na zawsze
w pamięć wieków,
która jest tu wszędzie.



Te miejsca są tak piękne,
że będę tu wracać
nawet wtedy,
gdy już mnie nie będzie.









"Woda jest wodą,
skałą jest skalna ściana,
mijają się ciosy
i przebłyski rzeczywistości.
Umysł przemija, zamyka się oko,
duch jest przejściem.
Piękno rzeczy, samo w sobie zupełne,
już było, zanim stały się oczy.
Piękno rozdzierające serca
pozostanie nawet wtedy
kiedy nie będzie już serc
gotowych pękać z zachwytu".
(Robinson Jeffers)




Kobieto, idź na pola

Kobieto, idź na pola,
na łąki, w góry, w las,
napełnij dłonie wrzosem,
kieszenie macierzanką
uwolnij szepty z ciszy,
wejdź duszą poza czas.




Daj stopom miękkość trawy,
zbierz w dzbanek
słodycz dnia,
idź boso skrajem nieba
natchniona, niewidzialna
jak echo pośród skał.


A potem w twojej kuchni
aromat ziół i czar,
na ogniu gar powideł,
w czajniczku napar z ruty,
przodkinie w kręgu nucą:
wilczyco, tylko wynijdź
na łąki, pola, w las.





*

Lato samo w sobie
jest jak jeden wielki owoc -
ciepły i soczysty, pachnący i promienny.

Kolory, kolory, kolory!

Popołudniowy napar z koniczyny, 
Trifolium pratense,
łączy mnie z różowym.
Jest delikatna, lekko karmelowa,
pobudza fantazję.



Przedłużam tę tonację
w zachwytach nad wrzosami.
Erica arborea
smakuje owocowo, odświeża, uspakaja.



Spacer pośród wrzosów
kołysanych ciepłym wiatrem
to jak wejście w malownicze światy
natchnionych poetów.
Zapach odurza, przywołuje nastrój
takiego błogostanu,
że można
rozpłakać się ze szczęścia.




O brązy zadbały okoliczne leszczyny -
Corylus avellana - orzechy
odżywcze i sycące




i nadmorskie sosny pinie 
Pinus pinea -
szyszki, a w nich orzeszki piniowe,
które po zdjęciu łupinki
łagodnie przenoszą mnie z brązu
w ciepłą biel z domieszką beżu -
taka kość słoniowa.




Czarny!
Błyszcząca czerń Sambucus nigra
czyli czarny bez.
A w nim schowane moje myśli
o zmianach, przeobrażeniach, przemijaniu -
tak niedawno, majową porą
to były białe, puszyste kwiaty,



potem zielone kulki, a teraz...
lśniąca czerń.
Wszystko w swoim czasie,
w swoim tempie, idealnie.



Sambucus jest jedną z najstarszych
ludowych roślin leczniczych.
Magiczny.
Ochronny, uzdrawiający, oczyszczający.
Pomaga splatać światy,
gdy zajdzie taka potrzeba.


Jak czerń, to też czarnuszka.
Nigella sativa.
Czarny kumin, złoto faraonów.
Wzmacnia odporność na wszystko.



Pięknie kwitnie,
a ususzona doda uroku każdemu bukietowi,
bo z kwiatostanów robią się
torebki nasienne podobne do makówek.


Torebeczki, po wysypaniu nasionek,
można też palić jak kadzidełka-
wydzielają bardzo przyjemny,
aromatyczny, ziołowy zapach.



Jarzębina, cudna pani.
Sorbus aucuparia.
(Jakie piękne są te łacińskie imiona!).
Optymistycznie pomarańczowa.
W naparach słodka, nadająca ton,
z nutką wspomnień o czasach,
gdy nosiło się
jarzębinowe korale.



A potem łagodne przejście w czerwień
dzikiej róży.
Rosa canina.
Parzona razem z jarzębiną
w jednej filiżance
zaplata słodycz z radością i szczęściem.


Intensywna zieleń rozmarynu.
Rosmarinus officinalis -
uwielbiam!
Ten aromat, te delikatne kwiatki
całe w fioletoniebieskościach!
Dodaje odwagi, prowadzi i pyta -
do czego masz nosa?
Wyczuj to.
Idź za tym.



W duecie z lawendą to już w ogóle
można poczuć podskórną sielankę.
Lavandula -
balsamiczna, lekko żywiczna,
łagodna, kobieca, zmysłowa.
Uspakaja, lekko odurza.
Rozmaryn i lawenda- 
kochankowie zapachu, który
zostaje nawet gdy oni znikną.


Najczęściej robię napary.
Intuicyjnie dobieram rośliny,
z którymi na ten moment chcę być.
Gdy czuję potrzebę głębszego kontaktu,
wtedy lepszy jest odwar,
na żywym ogniu.
Moc potęguje się i podąża za
moją intencją.



Żółty!
Malutkie słoneczka na łodyżkach.
Kocanka piaskowa 
Helichrysum arenarium.
Helios to słońce, a chrysos- złoto.
Szeleszcząca, aromatyczna,
a gdy całkiem się ususzy to ten aromat
robi się po stokroć mocniejszy.
Pachnie wszystko wokół -
piaskiem, słońcem, latem, beztroską.
Kocanka niesie w sobie ciepło i suchość,
jest lekka i lotna, a zatem
ma moc wpływania na umysł.



Kocanka i dziurawiec,
Hypericum perforatum,
to kolejna para oblubieńców.
Zgrani kolorystycznie,
uzupełniają się w nutach zapachowych.
Obydwoje kochają wysokie słońce,
długie, suche dni i letni czas.
Zupełnie jak ja 😁.

Dziurawiec też dotyka umysłu,
też niesie ukojenie i radość.
Pomaga wydobywać się z depresji,
ze zniechęcenia do życia, z ociężałości,
smutku i lęku.
Radośnieją przy nim nawet
najsmutniejsze dusze.
Zbierany w noc letniego przesilenia
niesie ze sobą magię dawnych obrzędów -
opowiada o nich potem prosto z filiżanki
w długie, jesienne wieczory.


Jeszcze jest tyle innych kolorów,
które zbieram do duszy i koszyka.
Ale nie da się tu wszystkiego pomieścić.



Bo przecież i rumianek, krwawniki, arcydzięgle,
mięta, pokrzywa, koper, tymianek,
 liście poziomek, dzika marchew...

Dzika marchew! 
No przecież muszę o niej wspomnieć.
Daucus carota.
Koronkowe arcydzieło. 


Po przekwitnięciu zwija się ku górze
i wygląda jak gniazdo ptaka.


Najczęściej biała, ale nad morzem
spotykam też kolorowe.



Piękna i niezwykłości dodaje
tkwiący w wielu kwiatach
w samym środku
jeden jedyny purpurowy kwiatuszek.
Zbiera się, oprócz kwiatostanów,
również nasiona o kminkowym posmaku
 i korzenie.
Jest świetlista, rozgrzewająca, odmładzająca,
bardzo kobieca.

*

Lato to zbiory, gromadzenie.
To radość z nieprzebranej obfitości
i rozmaitości kolorów, 
smaków, zapachów, 
dni pełnych życia i energii,
aksamitnych wieczorów
 i magicznych, ciepłych nocy.




Kobieto, tylko wynijdź
na łąki, pola, w las,
na klify morzem ciągnione,
w góry, gdzie cisza dzwoni,
zapomnij siebie i świata zapomnij
i zbieraj, wąchaj, głaszcz.