Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Między Ostarą a Beltane

Tocząc się po kole roku - dzień w końcu dogonił noc. 
Tyle samo światła ile ciemności,
tyle samo brania co dawania,
tyle samo ying co yang.
Wszyscy pogodzeni, równi, harmonijni.
Balansują teraz przez chwilę na chwiejnej linii równowagi.
Jak trudno jest zachować równowagę - każdy wie.
W życiu co i rusz przechylamy się w kierunku skrajności.


Ale świat w swojej naturze nieustannie dąży do equilibrium,
a nasze ciała - do homeostazy.


 20 - 21 marca, Ostara. Jajo życia. 
Na północnej półkuli Ziemi zaczyna się wiosna -
jej materia nabierać będzie kształtów w świecie widzialnym.
To ona poprowadzi teraz dalej taniec życia,
rozśpiewa ptaki, porozwija liście, wybarwi kwiaty,
da początek temu wszystkiemu, co latem 
przemieni się w obfitość i pełnię.




Domyka się teraz roczny cykl wędrówki Słońca przez zodiak,
przechodzi ono przez ostatnie stopnie 
 onirycznych Ryb 
i wchodzi w rewir ognistego Barana, 
a to oznacza nowy rozdział w dwunastostronicowej księdze zodiaku.
Ważny moment.
Nowy rok w naturze.

Zaczyna się czas
41 dni stopniowego nagrzewania krwi i kości po zimie - 
do 1 maja, święta Beltane, gdy wiosna w pełni
pulsować już będzie w naszych skroniach i sercach.
Głośniej i głośniej będzie wybrzmiewać godowa pieśń natury,
mocniej i mocniej rozgrzeje nas odrodzone słońce,
wyżej i wyżej podnosić się będzie energia,
szerzej i szerzej rozleją się fale radości, odnowy, świetlistości.




To jeszcze wciąż niestabilność pogodowa,
(w marcu jak w garncu i kwiecień - plecień),
to jeszcze zmaganie się ciepła z zimnem,
które tak łatwo nie daje za wygraną,
to skoki i opadania temperatur i nastrojów,
to jeszcze czasami śnieg czy lodowaty wiatr,
ale nieuchronnie ich czas się kończy.

Panie i Panowie, zmiana dekoracji!





Każdy cykl w naturze i w nas
osadza się z czasem w swoim panowaniu.
Teraz ptaki uwijają się przy budowaniu gniazd,
owady wytańcowują swoje esy-floresy 
pomiędzy pierwszymi wiosennymi kwiatami,
a ja wypełniam nową donicę ziołami.
Ziemia wilgotna od deszczu, ręce, które sadzą rośliny -
brudne, ale czyste, bo ziemia jest święta. 

Teraz chce mi się biegać, skakać, tańczyć,
osuwać się w radość istnienia.
Koniec zimy!
Akceptuję i przeżywam istotnie wszystkie pory roku,
ale z zimą rezonuję najmniej.
Dlatego jej odchodzenie świętuję najmocniej 😃


Korzystasz ze swojego magicznego guzika,
który otwiera wejście do twojej własnej, prywatnej rzeczywistości?
To już Ostara. Budź się!
Ja właśnie rozsuwam błony zimy i odlatuję 
ku wiośnie, do wiosny, w wiosnę, poprzez wiosnę.
Odmieniam ją przez wszystkie przypadki,
a wszystkie pachną, pączkują, tchną nowością, rozbłyskują.
Wiosennieję, wiośnieję, wiosnuję, wiodlatuję!

"MAKE IT NEW.
(nowe niebo i nową ziemię)
tylko wtedy, gdy przestajemy być praktyczni
i koncentrujemy się na Bezużytecznym,
w odlocie
otwiera się przed nami świat".
(Ernesto Cardenal)


Wiosno! Widzę cię na linii horyzontu,
tam, gdzie dzieje się poezja jasności, cisza przed zmianą,
miłość, wdzięczność, blask i nieuchwytny czar.



*

I tak właśnie sobie jesteśmy, w drodze między
Ostarą a Beltane.


Czemu używam tych niepolskich nazw?
Głównie z powodu braku polskich.
Mamy Dziady, Kupalnockę, przesilenia i równonoce,
i na tym koniec.
Samhain, Yule, Imbolc, Ostara, Beltane, Litha, Lammas i Mabon -
to nazwy określonych, ważnych momentów w Kole Natury.
Mimo że głównie wywodzą się ze świąt celtyckich i germańskich -
to jednak nie trzeba przynależeć do żadnej religii, żadnego wyznania,
niepotrzebni są pośrednicy ani przewodnicy,
aby w tych dniach zatrzymać się na chwilę
i na swój sposób uświęcić to, co cykliczne, równoważące i harmonijne.
Jeśli ktoś lubi - można świętować razem,
ale można i w pojedynkę, sam na sam z siłami natury,
pokłonić się temu, co jest zarówno w nas, jak i na zewnątrz, 
temu, co nas karmi i odżywia,
i trzyma przy życiu - Ziemia i jej cykle, Natura i jej plony,
moc kreacji, żywioły i kontinuum pokoleń,
i powiązana z nami wszystkimi kolej rzeczy.
Czasami wystarczy chwila zadumy...

*

O czasie między Imbolc a Ostarą (01. 02. - 20.03.) pisałam tutaj
O czasie między Yule a Imbolc (21.12. - 02.02.) pisałam tutaj

Santillana del Mar

Różne sploty okoliczności sprawiły, 
że w pierwszych dniach marca 2005 roku
przyjechałam do Hiszpanii. I zostałam.
To nie było zaplanowane -
tak poniosła mnie fala życia.
A ja jej zaufałam.
16 lat to sporo czasu.
Nie mogę powiedzieć, że szybko zleciało, bo nie.
Wydaje mi się, jakbym tu była bardzo długo.
Albo jeszcze dłużej.

Mam tu swoje ulubione miejsca.
Niektóre są oddalone o setki kilometrów,
jak te w Andaluzji, które pokochałam, gdy tam mieszkałam.
Pisałam o nich tutaj.
Inne są całkiem blisko.
Na przykład Santillana.
 
Mogę tam nie jeździć parę miesięcy,
aż nagle przychodzi TEN moment kiedy czuję,
że znowu pragnę się wpleść w zwolnione kadry
średniowiecznych klimatów.
Pragnę jak nie wiem co!
Wtedy wsiadam w samochód i jadę.
Pół godziny i jestem na miejscu.
W innej bajce.


Pod nogami kocie łby, a wokół kamienna zabudowa.
Malownicze sklepiki z pamiątkami jeden przy drugim.
W wielu z nich artyści - rzemieślnicy na miejscu
tworzą swoje cuda.


A każda uliczka w końcu tak manewruje,
żeby doprowadzić wędrowca pod kolegiatę,
która stoi sobie tutaj niezmiennie od XII wieku.
Ileż to już ludzkich twarzy widziały te mury
przez te wszystkie wieki!



Miasteczko do zakochania, do powracania, do ciągłego odkrywania.
Do zapomnienia się w wąskich uliczkach,
w magicznych sklepikach, w urokliwych kawiarenkach.
Można się ocknąć po paru godzinach,
a jakby minęło parę minut.
Bo czas płynie tu inaczej.




Jakie miasteczko - taki fotograf.
I taki również aparat fotograficzny 😉
Wszystko pasuje do siebie jak ulał -
a potem na zdjęciu zobaczysz siebie sprzed lat.


Santillana del Mar jest jednym z najpiękniejszych miasteczek
w Kantabrii, a niektórzy uważają, 
że nawet w całej północnej Hiszpanii.
I mają rację.
Jest to perełka.
Klimat Toledo w miniaturce.
(O Toledo pisałam tutaj)
Cieszę się, że mam ją na wyciągnięcie ręki.
Dzięki temu już nie raz wydostawałam się tędy
w inną czasoprzestrzeń. 
Raz nawet dwaj jeźdźcy pojawili się konno,
w pelerynach, jakby żywcem wyjęci z innej epoki
i chcieli nas (Ewa, pamiętasz?) zabrać GDZIEŚ,
chyba na zawsze...
Gdyby nie zdrowy rozsądek mojej przyjaciółki Ewy,
ja sama pewnie dałabym się porwać 😃




Kto raz tu zawitał - pragnie powracać.
Kto nie może powrócić - tęskni.
Tak to właśnie jest w miejscach z tysiąca i jednej nocy,
z miliona i jednej gwiazd...