Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Wolałabym o tym nie wiedzieć

 Lato przesuwa się po całym moim ciele.
Kwiaty są. 
Ja jestem.
Wszystko na chwilę, na kilka mgnień czasu.
Cieszę się tym na zapas.
Świadoma, że dzień już zaczyna się skracać. 
Niemalże wolałabym o tym nie wiedzieć. 
O wielu rzeczach udaje mi się nie wiedzieć 
i dzięki temu żyje mi się spokojniej i lepiej.


 

Zatem przesuwam się po lecie.
Kolejnym.
Czas naszego życia mierzy się latami.
Czasami wiosnami, ale nigdy jesieniami czy zimami.
Ile masz lat?

Zapytano mnie ostatnio
czemu tak mało piszę. 
Bo na razie nie ma słów, nie ma liter,
z których mogłabym te słowa układać. 
Jakoś się we mnie wyczerpały. 
Czy na chwilę, czy na zawsze, tego nie wiem.



Na szczęście jest lato i są kwiaty.
Siadając na progu domu cieszę się,
że pola są takie zielone
i że w środku mojego świata
gałązka ruty się pali.

Utrwalają się we mnie te obrazy bez słów.
Czyste piękno. 
Wychodzi z głębi ziemi, nieskazitelne w swej istocie
i z nikim nie rozmawia.
Może tylko z życiem. 
Tym, które faluje między trawami,
między piersiami,
między oddechami.







Rosną łany kukurydzy.
Tegoroczne gniazda już puste - 
młode ptaki wyfrunęły w przestrzeń. 
Przekwitły już topole,
ale wciąż mogę wziąć w ręce ich miękki puch,
który niedawno zebrałam. 
Teraz zbieram krwawniki i dziurawce,
lawendę i dziką marchew. 
Na słońcu suszy się pościel, 
która będzie potem tak pięknie pachnieć 
letnim kołysaniem i wiatrem.




Lato przesuwa się po całym moim ciele. 
Kwiaty są. 
Ja jestem.
Dzień zaczyna się już skracać, 
ale udaję, że nic o tym nie wiem...