Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Teraz już wiem

Przyglądam się swojemu zdjęciu z czasów, gdy byłam nastolatką. 


W zamyśleniu, w nagłym bezruchu,
z pewną tęsknotą za tamtym spojrzeniem i uśmiechem
bardzo młodej dziewczyny, zanim jeszcze otworzyły się te drzwi,
które wpuszczają dorosłość - to, co już się szykowało,
gotowało i doprawiało, ale jeszcze nie zaistniało.
I nagle, w odpowiedzi na moją melancholię, usłyszałam:
no niestety, nie mogę ci obiecać, że będziesz wiecznie młoda,
ale mogę ci zagwarantować, że będziesz wiecznie wieczna.
Już jesteś.
Już.
Jesteś.

Wzięłam tę wieczność, bo nie bardzo miałam inny wybór.
Zeszłam ze schodów, roześmiana niewieczną młodością
i poszłam dalej.
W ten dziwny świat, gdzie lewa strona staje się prawą, jak tylko się obrócę.
Gdzie zawsze jest coś mniejszego od najmniejszego, 
które zamienia się w pustkę większą od największego.
Gdzie wszystko jest takie względne.
I tak bardzo zależy od punktu odniesienia.



Od tamtego zdjęcia minęło ponad 40 lat, 
a ja nadal bardzo dokładnie pamiętam, jak schodziłam z tych schodów. 


Wiem już, co wydarzyło się dalej, przez te setki miesięcy, aż do dziś.
Wiem, w które drogi lepiej było nie wchodzić, 
których świateł nie gasić, a których nie zapalać,
gdzie lepiej było zostać, a skąd czym prędzej odejść, 
kogo pogłaskać, a kogo ugryźć, 
które supełki życia delikatnie rozwiązać, a które przeciąć na zawsze.
Dziś już wiem.


- No i co? W jakim miejscu jesteś teraz? - zapytał ten sam głos z wewnątrz.
- W słodko - gorzkim. Między czarną czekoladą, a skórką pomarańczy.
Aż do późna w nocy przyglądam się, jak zapada zmrok, 
choć dawno już zapadł.
Aż do ostatniej iskry siedzę przy ognisku, choć został już tylko popiół.
Wybieram ostatnie dźwięki z piosenki, choć tam już tylko cisza.
Rozgarniam ostatnie suche liście, choć rozpadły się już w pył.
Długo patrzę przez okno w samochodzie, choć dawno stoi już w miejscu
i krajobraz za szybą znieruchomiał.

Dziś już wiem, że dwa i dwa to nie zawsze cztery,
bo iluzja jest wszechpotężna.




Nowy rok wcale nie zawsze zaczyna się tam, gdzie kończy się stary.

Zimowe Staniesłońca

Zbliża się Pełnia Księżyca Długiej Nocy (Księżyc Dębowy),
a wkrótce potem - zimowe przesilenie.
Szczodre Gody. 21 - 22 grudnia.
I początek nowego roku słonecznego.
Nasi przodkowie zawieszali nad drzwiami podłaźniczkę -
iglastą gałąź pięknie udekorowaną,
a we wschodnim kącie domu pojawiał się snop diduch -
opiekuńczy duch domu.

Zaraz zacznie się zima, choć tu, gdzie mieszkam -
na razie 17 stopni, zero wiatru, sucho.
Tuż przed pełnią - jest moc, 
zbieram więc i suszę koniczynę czerwoną, bo i w niej moc wielka,
szczególnie dla kobiet.


Drzewa liście pogubiły, choć dęby i jesiony jeszcze nie do końca.
Trawa soczyście zielona.
Jeszcze kilka dni temu zbierałam ostatnią w tym roku lawendę.
Ostrokrzew już w zimowej, czerwonokulkowej szacie,
choć na tle zieleni taki nie do końca wiarygodny :)


Na okolicznych górach było już trochę śniegu, ale stopniał.
Przez wiele dni nad Atlantykiem mgły spowijały wszystko,
ale się rozwiały. 



skromny krajobraz końca jesieni
zwalniam ja i mój świat
a między drzewami
duchy i wiatr
szepczą modlitwę
o płomień miłości

 misterium najdłuższej nocy
świece mocniej lśnią
a w migotliwym blasku zapatrzenia
znika czas

wtedy rozpalam tę miłość
o którą
modlił się wiatr

We śnie

"Czytałem chiński wiersz
napisany przed tysiącem lat.
Autor opowiada o deszczu
padającym przez całą noc
na bambusowy dach łodzi
i o spokoju, który nareszcie
zagościł w jego sercu.
Czy to zbieg okoliczności,
że znowu jest listopad i mgła
i ołowiany zmierzch?
Czy to przypadek,
że znowu ktoś żyje? (...)

Jesień po jesieni
odziera z liści dumne drzewa
i jeśli coś zostaje
to delikatny szmer deszczu
w wierszach, które nie są
ani radosne, ani smutne.
Tylko czystość jest niewidoczna
i wieczór, kiedy i cień, i światło
zapominają o nas na moment
zajęte tasowaniem tajemnic".
(Adam Zagajewski)

* * *


... przed tysiącem lat, za tysiąc lat...
będę żyć
będę tu wracać, aż się obudzę
"zbiegi okoliczności" i "przypadki"
pokazują mi wciąż to samo:
znów żyjesz
tu już byłaś, to już widziałaś
znowu to samo, kręcisz się w kółko
bo to już śniłaś, to już śniłaś...

ktoś mną potrząsa...
to ja sama z przyszłości

dziecko, które stale pyta: czemu, czemu, czemu?
i nie zawsze oczekuje odpowiedzi
bo ona bardziej potrzebna jest mnie
tej we śnie

tak, będę tu wracać, aż się obudzę
są już takie, na razie, chwile
wylśnione poza snem
dotykam ich z czułością i delikatnie
bo kruche są i tak szybko znikają
jak bańki mydlane na wietrze
a cenne są tak, jak to,
co najcenniejsze

(wnuś z babcią)

Nieba nie ma


"Człowiek prawdziwy zważa na to, czy przeżywa swoje życie
zgodnie z własną wizją,według własnego światła
i nie dopasowuje się do żadnej formy -
jest czystą wolnością.
Przypomina ptaka na niebie, 
który nie zostawia żadnych śladów.

Żyj we własnym istnieniu, nie pozwól, by ci rozkazywano
i kierowano tobą z zewnątrz.
Zaryzykuj wszystkim, żeby być sobą,
nie częścią psychologii tłumu.
Wędruj sam, wydepcz własną ścieżkę w świecie prawdy.

Nie naśladuj. 
Tylko dzięki wejściu w nieznane tworzysz ścieżkę.
ścieżka jeszcze nie istnieje,
tworzysz ją dzięki swojej wędrówce.

Nie wierz.
Ludzie nie chcą prawdy, ludzie chcą wiary.
Wierzący nie jest poszukującym,
chce uniknąć poszukiwania, dlatego wierzy.

Prawda jest doświadczeniem, nie jest wierzeniem.
Nie można poznać prawdy, ucząc się o niej,
prawdę trzeba spotkać, trzeba stanąć w jej obliczu.
Nie poznasz Himalajów, patrząc na mapę. Mapa to nie góry!

Poszukuj indywidualnie, nie polegaj na cudzych wnioskach.
Bądź dla siebie światłem, ogłoś swoją wolność".

(OSHO)

* * *


Co nosisz w sobie, na sobie, 
co wokół ciebie udaje twój świat?
Jakie kolory, jakie tkaniny, jakie wzory?


Ile poglądów "z dziada pradziada" uznajesz za swoje,
choć tak naprawdę łączy cię z nimi jedynie ich ciężar?
Uświadom sobie, ile poglądów tak naprawdę nie jest twoimi.

Ile plastikowej wody przelewasz przez swoje święte ciało?
Ile godzin dziennie tracisz bezpowrotnie 
wpatrując się w białe światło ekranu?
Jak często podłączasz się pod strumień mas?
Jak często robisz to, na co nie masz już zupełnie ochoty
i dlaczego tego nie zmieniasz?
Dlaczego uważasz, że tego nie da się zmienić?
Nie da się czy boisz  się to ruszyć?
Rutyna, przyzwyczajenie, wygoda, status quo, stabilizacja
czy zmiany, wyzwania, przygody, coś nowego, coś szalonego?


Listopadowy czas mgieł i cieni jest idealny,
aby zrobić przegląd swoich wewnętrznych komnat, schowków,
strychów i piwnic, aby zajrzeć w każdy zakamarek,
w każdą szczelinę i fałdę.
I przekonać się, co tam siedzi.


Oczyszczamy przestrzeń wokół siebie,
(pisałam o tym tu: Oddaj.Wyrzuć.Spal.)
ale co z tym, co niewidoczne, bo wewnątrz?
Zakorzenione, rozrośnięte, zdziczałe,
a suche gałęzie drapią boleśnie, ranią, przeszkadzają.

Niech nie wiszą na tobie całym ciężarem ci, którzy są,
a tym bardziej ci, których nie ma.

Szanuj swój czas, bo każdy jeden dzień więcej, to jeden dzień mniej.

Pochyl się nad sobą. Wnikliwie i uczciwie.
Oczyść wodę w sobie.
Wyrównaj  sploty życia, ponawlekaj swoje własne korale.



Otwórz ciszę swojego istnienia
na autentyczność siebie.
Obudź swoje wewnętrzne dziecko.


Nad twoją głową nie ma "nieba", kto ci to wmówił?
Tam jest bezkresny kosmos.
I wieczność.
"...turkusowy błękit miesza się w międzygwiezdnej przestrzeni
z granatową przestrzenią nieskończoności..."

"Daleko na północy w krainie zwanej Svithjod,
wznosi się skała. 
Ma sto mil wysokości i sto mil szerokości.
Raz na tysiąc lat przylatuje tu mały ptaszek i dziobie ją.
Kiedy skała zostanie skruszona,
przeminie jeden dzień wieczności".
(Hendrik Willem van Loon, "Dzieje ludzkości")

O wielkie nieba!!!
Jeden dzień wieczności w nieskończoności!

"Ciężko jest sobie wyobrazić bardziej wymagające
intelektualnie przeżycie niż to, 
o którym dowiedzieliśmy się w ciągu ostatniego stulecia,
że rzeczywistość, której doświadczamy,
jest tylko odblaskiem prawdziwej rzeczywistości."
(Brian Greene, fizyk)

Wewnątrz ciszy

"Jestem częścią tego, czego dotykam
i tego, co dotykało mnie".
(Thomas Wolf)


***


Dawno nie byłam w wielkim mieście -
pomyślałam ostatnio, wybierając ziarna ryżu
do palenia agnihotry.
Alchemia pura, gdy płonie ten święty ogień,
a delikatny, słoneczno - ziemski zapach
wysnuwa się z miedzianej piramidki,
by ogarnąć i otulić bliższą i dalszą okolicę.



Tak, wielkie miasta gdzieś są, nawet całkiem blisko.
Ale bliżej jest ich nieobecność.
Bliżej jest przestrzeń innego rodzaju.
Wewnątrz niej obserwuję, kiedy mrówki
zaczynają działalność, a kiedy kończą.
Kiedy i co kwitnie na łąkach, i co po czym.
Kiedy pojawiają się maleńkie jaszczurki,
kiedy dojrzewają orzechy, figi i winogrona,
kiedy koty rozciągają się z lubością
w światłocieniu późnego lata,
a siano pachnie tak, że można dostać
zawrotu głowy z odurzenia;
kiedy trawa rośnie szybciej, a kiedy wolniej
i kiedy jest najwięcej pajęczyn.
Kiedy miotła jest sucha, a kiedy nastroszona wilgocią.
Kiedy nadchodzi dzień palenia szałwii,
która tak bujnie rozrasta się w moim ogrodzie.




To wszystko dzieje się tak cicho, tak cicho...






... tak cicho, jak cicho mogę położyć kapelusz na sianie
i boso stąpając, prząść złoto
wewnątrz tej ciszy.
Obie kieszenie spódnicy pełne mam szeptu skoszonych traw,
we włosach bezszelestne promienie słońca,
w sierści kota zapach upału.

Chmury cichusieńko zagarniają mój czas
pod puchową kołdrę nieistnienia.
Rozczesują go delikatnie, rozciągają, rozdmuchują i...
znika... 


"Cieszę się sobą, wyśpiewuję siebie;
nie robię nic, a odkrywam duszę..."
(Walt Whitman)

W cieniu lata

głosy starego jesionu
mówią że niebo
na wyciągnięcie gałęzi


między moimi dłońmi
taniec w cieniu lata
splot istnienia i nieistnienia
macadamia kobiecych zmysłów
głodna uwolnienia


w zapachu skoszonych traw
oddech każdego źdźbła
a na kuchennym stole
tkliwość zebranych owoców
tak już bardzo dalekich 
od ciemności korzenia


w moich skroniach, czuję, pulsuje
szept tej chwili i wieczność
i słodkie znużenie
pełna jestem pełni Księżyca
i pachnącej sierpniem zieleni


P.S. "We własnej psychice wyczuwamy odgłos dalekiego,
znanego oddechu, czujemy drżenie ziemi
i instynktownie pojmujemy, że porusza się w nas
coś potężnego, ważnego, wolnego i dzikiego.

Przemierzajmy psychiczne otchłanie,
zatrzymując się tu i tam,
słuchając głosu Odwiecznej Pierwotnej Matki,
karmiąc się owocami ducha i jednocząc się ze wszystkim,
co kochamy".

(Clarissa Pinkola Estés)

Na trawie

"Pewnego dnia,
wyłoniwszy się z cielesnego kokonu
wzbiję się jak złoty ptak o cichych skrzydłach
wdzięcznie niczym dym przygasającego płomienia.
Skończą się już moje sny o miejscach
ukrytych potajemnie w dalekich zakątkach niebios,
gdzie stopa nie zostawia żadnego śladu".
(WingMakers)


*

najdziwniejsze rzeczy
dzieją mi się zawsze
w dwudziestej piątej godzinie doby
albo w ósmym dniu tygodnia
często w trzynastym miesiącu roku

zapominam o nich
zanim jeszcze się wydarzą
ale potem długo o nich pamiętam

jak pełnia niczego
wypełnia wszystko
swoim nieistnieniem
tak ja siedzę na trawie
w nierealnym świecie
toczącej się właśnie kwadratury
koła mojego życia

Stawanie

(musi się stać
zanim się stanie
aby mogło się stać)



po jednej stronie płotu
dom i jego dzień codzienny
z parzeniem herbaty
rozmowami
chodzeniem po schodach

po drugiej stronie płotu
kobieta z tego domu 
w zamyśleniu tylko jest



często tak jest
bo lubi zeprzeć się na płocie
i patrzeć na dom
wewnątrz siebie
zanim go urodzi
i w nim zamieszka

kopie ziemię i pali ogień
a w popiele delikatnie
układa kształty marzeń
oddechem zapładnia
niewidzialną istotę spełnienia
by ruszyła ku światu



długa spódnica
zabrudzona żywiołami
kolistym ruchem zamyka krąg


skoszone trawy
przykryją to miejsce dokładnie
Księżyc napoi mlekiem
Słońce nakarmi miodem
i szepnie: rośnij, rośnij
stawaj się

teraz już możesz, teraz jest ten czas


kobieta odbiega od płotu
i zapomina o wszystkim

aż się stanie


Nowe życie




ileż to zapomnianych zdarzeń
ukrywa się w starych notatnikach
bardzo ważnych kiedyś spraw które dziś
nie mają już żadnego znaczenia
dawne radości i niepokoje
cienie kobiet i mężczyzn
plus własne i cudze
mniej lub bardziej mądre 
myśli, cytaty, spostrzeżenia

rok temu w kwietniu też była wiosna
szpula czasu niestrudzenie
nawija film naszego istnienia
tak do końca nie wiadomo
co ma sens, może tylko to
że kwiaty rosną
oddycham pełną piersią
patrzę często w stronę nieba
wyrzucam stare notatniki

nowe życie zaczyna się wiosną



Podaj dalej


pora topniejącego śniegu
pora budowania gniazd
pora chowania się do nory
czas zamkniętych okien, okien uchylonych
okien otwartych na oścież
pora zaryglowanych na głucho okiennic
pora sięgania do gwiazd

pora szukania kości
i znajdowania ich
pora drapania pazurami, wycia, szlochania
pora umierania ze śmiechu
czas schodzenia z utartych szlaków
pora jaskrawych kolorów
pastelowych, tylko czerń i biel
pora żałobnych wieści
pora krótkich włosów, pora najdłuższych
ulizanych, potarganych, skołtunionych, siwych
pora na lunch

pora kokoszenia się w domu
czas powrotu do matecznika
pora robienia mioteł
bezlitosnego rwania chwastów
skoszona trawa znowu odrośnie
palenie wspomnień, zrywanie mostów, zwijanie żagli
posucha, kanikuła, pierwsza kropla, pierwsza jaskółka
tak, czyni moją wiosnę

pora grubych książek o skrzypiących grzbietach
czas płacenia za błędy
czas dmuchania na zimne
pora dzwonów, dzwonków, dzwoneczków
pora znalezionych kluczy
do których nie ma drzwi
czas braku przyjaciół, braku wrogów
blablanicnieznaczącychrozmówblablabla

iluzja, sen, rzeczywistość
gdzie wiadomo, co jest co i co jest nie co
plaster miodu, plaster na ranę
plaster zamiast skalpela
pora dymu z komina
pora szeleszczącej kukurydzy
pora długich spódnic
pory roku, ery, eony, lata świetlne
czas studni z dnem i bez dna

pora kołysania biodrami
zbieranie chrustu i gałęzi
pora poszukiwania straconego czasu
czas łapania słów rzuconych na wiatr

pora cichnącej ciszy
pora jęczących kotów
blask nocy i głęboka czerń dnia
pora dłoni do modlitwy
czas oddawania kołyski
pora lizania ran

pora grubych korali
pora ugoszczenia samotności
pora ratowania, pora dobijania
sanktuarium, rytuały, ceremonie
pora przodków, pora następców
pora bycia niezastąpionym
czas zejścia ze sceny (the last dance)

pora blasku w oczach
pora motyli w brzuchu
czas tasowania kart
pora dziwnych odkryć na starym strychu
pora na bal

pora łzy drążącej policzek
pora kropli spływającej po skale

życie jest złe, życie jest dobre
życie jest wszystkim
podaj dalej


Koronki chwil


dzień zaczyna się
w moim oknie
wchodzi, rozlewa się
blaskiem po ścianach
budzi senne powieki
prowadzi za sobą
bursztyn słońca
pachnący morzem i solą

rozprzestrzeniam zmysły
koronki chwil
których nigdy nie było
wargi szukają braku słów
by ułożyć je
w niemy zachwyt
nad pulsowaniem wszechbytu
w rzece mojej krwi

wędruję w miejscu
w nieskończoność nowego dnia
wczepiam się w radość poczucia:
jestem żywa!
jeszcze cielesna
jeszcze namacalna
nadal wierząca
w rzeczy niewidzialne

to wszystko objawia się
każdego ranka
powtarzane jak
echo echo echo
w granicach mojego oddechu
w granicach mojego ciała
w granicach mojego okna
choć wszystkie one nie mają granic



Nie ty, nie mnie

powróciłem tam, gdzie zacząłem
wygrałem czy straciłem?
wszystko jest wygraną
jeśli wszystko jest stracone

idę w głąb siebie
przestrzeń jest we mnie
miejsca krzyżują się ze sobą
trzepoczą się obecności
na mgnienie przestrzeni

wędruję w miejscu
nigdy nie dojdziemy
nigdy nas nie ma tam
gdzie jesteśmy
to nie przeszłość
to teraz jest nietykalne

(Octavio Paz)

*



żyje na niby, żyje naprawdę
w ciemnościach świtu, we śnie, we mgle
między słowami w przydługich listach
w pustych słoikach na szafy dnie

zrywa wskazówki na cyferblacie
chowa obrazy z mężczyzną w tle –
chowa na później, na zaś, na nigdy
ty, ja, nie ty, nie mnie, nie mnie

dzika natura, dziwna kobieta
znowu odeszła, nikt nie wie gdzie
tylko się za nią trawy kołyszą
ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...