Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Na deszcz

by lato we mnie
mogło wybrzmieć do końca
uspakajam zmysły
coś opada miękko
na samo dno duszy
z lekkim dźwiękiem
niepokoju

to świadomość
przemijania:
dopiero początek
już zaraz koniec

wdycham całą sobą
misterium zmiany pór roku
zakładam jesienną okładkę
w zeszycie na wiersze


ostatnie dni lata
zaplątane
w fałdach spódnicy wiatru
w kieszeni cienia 

na rozgrzanej ziemi
czekam na deszcz
bo w słotny, lśniący wilgocią dzień
będziesz ze mną zbierał kasztany

czekam, czekam na deszcz