Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Między Litha a Lammas

Litha. Lammas. 
Te słowa wydają mi się bardzo pogodne,
a czas między nimi zawarty - od 20 czerwca do 1 sierpnia -
niezwykle energetyczny, lekki, eteryczny.


Litha to Letnie Przesilenie, punkt zwrotny w Kole Natury.
Zawsze się dziwię, że pierwszy dzień lata
to początek opadania. 
Jak to, no jak to, to już? No tak... Echhhh... przemijanie...


Wstążka Litha faluje ku Lammas. 40 dni.
Lammas - Wysokie Lato 1 sierpnia -
obfitość, zbiory, żniwa.
Przystanek na drodze ku jesieni, ku równonocy, ku Mabon.

Ale to dopiero przed nami.
A póki co, teraz jest to Teraz, kiedy czuję się NAJ.
Kiedy drzwi i okna w domu pootwierane są najszerzej, 
najsmaczniejszych owoców jest najwięcej,
najlepiej się jest boso i w sukienkach, 
najwięcej szczęśliwych chwil upycham w plecaku życia,
a Perun - bóg burzy i błyskawic, najczęściej daje o sobie znać.
Cóż za niesamowita elektryczność 
tam wysoko się zadziewa! 
Endorfiny lecą z nieba razem z ciepłym deszczem.


Zbiory dziurawca w trakcie, i krwawnika,
dzikiej marchwi, czarnych kuleczek holundra,
malutkich nasionek pokrzywy,
rozpachnionych fioletem kwiatów lawendy
i wielu innych roślin, które w późniejszym, 
zimniejszym czasie przypominać mi będą,
że lato istnieje i przyjdzie znów...


Apogeum Słońca promienieje iskrami swojej mocy
tak intensywnie, słodko, barwnie
i energetycznie, że trudno to wyrazić słowami...



... promienieje kwiatami, smakami, kolorami, 
truskawkowymi, malinowymi, czereśniowymi rarytasami




Rozwijają się letnie drogi między drzewami,
ścieżki wonne od ziół i kwiatów.
Medytacyjne spacery w promieniach słonecznych
albo w falowaniu ciepłych wieczorów
tchną spokojem i odpoczynkiem.
Kładę się z nosem w trawie i wdycham ziemiozapach. 
Oglądam z lubością moje inspiracyjne zeszyty. 
Odczuwam to apogeum Koła Natury każdym atomem
samej siebie, każdą pełnią i pustką w sobie.
To święto Słońca w przestworzach rezonuje ze świętem 
mojego wewnętrznego słońca i poddaję się
błogosławieństwu ich obu.


Deborah Blake w swojej książce "Litha" pisze:
"Koło Roku daje nam sposób na to, aby dostroić się
do naturalnego cyklu przyrody przypominając nam zarazem,
że nasze środowisko jest tak naprawdę sztuczne,
ale tuż obok znajduje się inna rzeczywistość,
z którą możemy nawiązać kontakt,
jeśli tylko znajdziemy dla niej trochę czasu.
Sabaty to nie tylko czas świętowania -
jak to miało miejsce w kulturze naszych przodków -
ale również okazja do przywrócenia naszej więzi
z głębokimi rytmami tętniącymi wewnątrz naszej planety.

Jeśli będziesz podążała za kolejnymi obrotami Koła Czasu,
to wkrótce zobaczysz, że energia ziemi porusza się
w przewidywalnym cyklu: 
zaczyna od powolnego, cichego ukojenia
podczas ciemnych, zimnych miesięcy, przechodząc stopniowo
do wzrastającego przebudzenia w czasie,
kiedy ciepło i światło przybierają na sile,
a natura budzi się do życia,
aż do entuzjastycznego wybuchu wzrostu i obfitości,
zanim ponownie zwolni tempo, kiedy nadchodzą zbiory,
a wszystko wokół stopniowo się uspokaja, wycisza i obumiera,
gdy powracają ciemność i zimno.
A wówczas Koło Roku obraca się po raz kolejny
i wszystko zaczyna się od początku".



Wiosna wydłużyła dzień tak, że już prawie nie ma nocy.
Słońce wysoko tak, że już wyżej się nie da 
i to Coś magicznego jest teraz tak bardzo, bardzo
że najbardziej.
Aż do bólu...
 Jak to kiedyś napisała Halina Poświatowska:
"z miłości boli mnie serce
powietrze
i kapelusz".
No mnie właśnie też.
Z miłości do lata.


Słońce postoi teraz chwilę na szczycie
i uraduje się swoim zwycięstwem - 
jak każdy wędrowiec, co szczyty zdobywa. 
Towarzyszę mu i euforycznie nagrzewam
kości i serce,
wplatam swoją moc
w moc światła, pełni życia i jasności
świadoma, że mam parę sekund w ruchu Wieczności, 
aby przyjąć w siebie pełną paletę
obfitości życiodajnych promieni Ra, 
bo już za chwilę zacznie się ruch w odwrotnym kierunku.


"Litha to jeden z najlepszych dni w roku,
w którym można pracować nad zwiększeniem mocy,
siły i energii, jak również świętować z radością
sam fakt swojego istnienia.
Przesilenie letnie jest także idealnym czasem dla celebrowania
szczodrości i wspaniałości natury (...) 
oraz światła letniego słońca święcącego triumfy wysoko w górze.
Tego dnia niczego więcej właściwie nam nie trzeba".
(Deborah Blake)

... "niczego więcej nam nie trzeba" -
gdy przeczytałam te słowa , przypomniał mi się
mój stary wiersz:

upalny wiatr rodzi szczęście
pragnienie by być bliżej nieba
i poczuć trzepoty serca -
nic więcej mi dziś nie potrzeba

odchodzę powoli w głąb lata
pakuję dwie kromki chleba
korale z porannej rosy
nic więcej mi dziś nie potrzeba

bezdroża i zwiewna sukienka
zeszyt na wiersze i drzewa
upalny wiatr rodzi szczęście -
nic więcej, nic więcej nie trzeba...


Wyśpiewują się najpiękniejsze melodie Wszechświata.
Niech żyje Lato! Niech trwa!

*  *  *

I tak właśnie sobie jesteśmy, w drodze między
Litha a Lammas.


Czemu używam tych niepolskich nazw?
Głównie z powodu braku polskich.
Mamy Dziady, Kupalnockę, przesilenia i równonoce,
i na tym koniec.
Samhain, Yule, Imbolc, Ostara, Beltane, Litha, Lammas i Mabon -
to nazwy określonych, ważnych momentów w Kole Natury.
Mimo że głównie wywodzą się ze świąt celtyckich i germańskich -
to jednak nie trzeba przynależeć do żadnej religii, żadnego wyznania,
niepotrzebni są pośrednicy ani przewodnicy,
aby w tych dniach zatrzymać się na chwilę
i na swój sposób uświęcić to, co cykliczne, równoważące i harmonijne.
Jeśli ktoś lubi - można świętować razem,
ale można i w pojedynkę, sam na sam z siłami natury,
pokłonić się temu, co jest zarówno w nas, jak i na zewnątrz, 
temu, co nas karmi i odżywia,
i trzyma przy życiu - Ziemia i jej cykle, Natura i jej plony,
moc kreacji, żywioły i kontinuum pokoleń,
i powiązana z nami wszystkimi kolej rzeczy.
Czasami wystarczy chwila zadumy...


*

O czasie między Beltane a Litha (01. 05. - 21. 06) pisałam tutaj

O czasie między Ostarą a Beltane (20.03. - 02.05.) pisałam tutaj

O czasie między Imbolc a Ostarą (01. 02. - 20.03.) pisałam tutaj

O czasie między Yule a Imbolc (21.12. - 02.02.) pisałam tutaj


Manu scriptum

 Piszę swoje życie ręcznie.
Manu scriptum.
Zwykle bez pośpiechu, z uwagą.
Czasami kaligrafuję, innym razem trochę pobazgrzę.
Jest margines. I notatki różniste tamże.
Zauważyłam, że trochę zmienił mi się charakter... pisma,
czyli charakter też.
Uprościł się.

Podobnie z jedzeniem.
Wszystko powoli odpada.
Zostaje to, co daje ziemia - żywe, całe, energetyczne.
Owoce, owoce, owoce.



Owoce, uczucia, nastroje, przecinki, pauzy, ludzie.
Paski, kratki, kółka, falbanki, esy - floresy. 
Kropki. Wielokropki.
Manuskrypt ma coraz więcej kartek.
Wszystkie istnieją jednocześnie,
zarówno te zapisane kiedyś, te pisane teraz i te jeszcze niezapełnione.
Czasami przeskakuję sobie wstecz, do tych pierwszych stron.



Zaglądam też do tych trochę późniejszych.



Przeglądam następne...
Czas, gdy latałam, czas, gdy zwiedzałam świat,
gdy kołowrotek zmian był na porządku dziennym
i czasami budząc się nie od razu wiedziałam 
gdzie właśnie jestem.


Kolejne kartki - gdy podejmowałam ważne decyzje
i te całkiem codzienne,
gdy osadzałam się w sobie dalej wędrując po świecie,
bo taka moja natura.



I tak dalej, i tak dalej...

Człowiek na co dzień nie pamięta, ile w nim zapisanych zdarzeń,
przeżyć, emocji, spotkań prawdziwych i wymyślonych,
kwiatów, ziarenek piasku, oddechów, łez i uśmiechów,
snów, przemyśleń, stop - klatek i gwiazd.

Gdy patrzę na stare zdjęcia, kartki we mnie poruszają się
jakby dmuchnął w nie wiatr
i wszystko odżywa na nowo.
Czasami tak mocno, że aż słychać szelest, 
a litery wilgotne są od atramentu, jakby dopiero co napisane.

Odwiedzam w sobie to, co chcę zachować.
Resztę opuszczam.
Opuszczone miejsca umierają.
Po to właśnie stamtąd odchodzę.

Lubię spacery po kiedyś, niegdyś, ongiś, onegdaj.
Droga jest doskonała
i cenię sobie każdy przeżyty blask i cień.
Lubię swoje kiedyś i swoje teraz.
Lubię swoje potem.

Teraz jest.
Doglądam kwiatów. 
Dbam o nastroje, o swoją przestrzeń, o swój czas.
Dbam o siebie.
By było ręcznie, nie automatycznie, świadomie.



Manu florum. 
Manu frutum.
Manu scriptum.
Życie w moich rękach.