Piszę swoje życie ręcznie.
Manu scriptum.
Zwykle bez pośpiechu, z uwagą.
Czasami kaligrafuję, innym razem trochę pobazgrzę.
Jest margines. I notatki różniste tamże.
Zauważyłam, że trochę zmienił mi się charakter... pisma,
czyli charakter też.
Uprościł się.
Podobnie z jedzeniem.
Wszystko powoli odpada.
Zostaje to, co daje ziemia - żywe, całe, energetyczne.
Owoce, owoce, owoce.
Owoce, uczucia, nastroje, przecinki, pauzy, ludzie.
Paski, kratki, kółka, falbanki, esy - floresy.
Kropki. Wielokropki.
Manuskrypt ma coraz więcej kartek.
Wszystkie istnieją jednocześnie,
zarówno te zapisane kiedyś, te pisane teraz i te jeszcze niezapełnione.
Czasami przeskakuję sobie wstecz, do tych pierwszych stron.
Zaglądam też do tych trochę późniejszych.
Przeglądam następne...
Czas, gdy latałam, czas, gdy zwiedzałam świat,
gdy kołowrotek zmian był na porządku dziennym
i czasami budząc się nie od razu wiedziałam
gdzie właśnie jestem.
Kolejne kartki - gdy podejmowałam ważne decyzje
i te całkiem codzienne,
gdy osadzałam się w sobie dalej wędrując po świecie,
bo taka moja natura.
I tak dalej, i tak dalej...
Człowiek na co dzień nie pamięta, ile w nim zapisanych zdarzeń,
przeżyć, emocji, spotkań prawdziwych i wymyślonych,
kwiatów, ziarenek piasku, oddechów, łez i uśmiechów,
snów, przemyśleń, stop - klatek i gwiazd.
Gdy patrzę na stare zdjęcia, kartki we mnie poruszają się
jakby dmuchnął w nie wiatr
i wszystko odżywa na nowo.
Czasami tak mocno, że aż słychać szelest,
a litery wilgotne są od atramentu, jakby dopiero co napisane.
Odwiedzam w sobie to, co chcę zachować.
Resztę opuszczam.
Opuszczone miejsca umierają.
Po to właśnie stamtąd odchodzę.
Lubię spacery po kiedyś, niegdyś, ongiś, onegdaj.
Droga jest doskonała
i cenię sobie każdy przeżyty blask i cień.
Lubię swoje kiedyś i swoje teraz.
Lubię swoje potem.
Teraz jest.
Doglądam kwiatów.
Dbam o nastroje, o swoją przestrzeń, o swój czas.
Dbam o siebie.
By było ręcznie, nie automatycznie, świadomie.
Manu florum.
Manu frutum.
Manu scriptum.
Życie w moich rękach.