Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Żadnego brzegu

schodzę do rzeki
której nie ma
ale płynie po niej łódź

odpływam
zostawiając za sobą rzeczy już napisane

kochały mnie bez wzajemności

pomiędzy nimi a mną
zawsze jest pamięć i coś nieokreślonego
łącznie z uczuciami o różnych kształtach

to pomiędzy też zostawiam

słyszę bezkres przede mną
widzę zapach wody

wyciągam ręce
by dotknąć wieczności
biorę kurs na nieskończoność

szelest ciszy z wolna gaśnie
rozproszony śmiechem na myśl
że nie ma już dla mnie
żadnego brzegu

(foto: net)

Samotny ptak


Pierwsze litery nowej przyszłości
wskakują na kartkę wyobraźni.
Pakuję nowe pomysły na nadchodzący nowy rok.
Sprawdzam kilka razy czy wszystko nie spakowane,
bo akurat i tak zapomnę tego, co będzie niezbędne.
W ten sposób nauczę się zastępować to czym innym.

Zatem podróż w świat nowych zdarzeń,
które jednak gdzieś kiedyś komuś
już się wydarzyły.
Horyzont zawsze się oddala,
ptak wolności nie daje się pogłaskać,
ale kręgi na wodzie łagodzą kanty niepewności.
Dobrze jest regularnie znikać z miejsc,
gdzie kolebie się przyzwyczajenie
wśród czterech kątów codzienności.
Nie umierać po staremu, lecz rodzić się na nowo,
pielęgnując to, co nieuchwytne
jak krople rtęci rozsypane po podłodze.

Jakże często znajdowałam to, czego nie szukałam.
Lub szukałam, by nie znaleźć.
Parę rzeczy ukryłam pod zgiętym rogiem kartki
z napisem "sekret". Ale dawno przestałam sprawdzać
czy jeszcze tam są.

Dopijam grudniowe wino. Rzucam za siebie kieliszek.
By zaklinać szczęście. By wystraszyć niechciane.
By nie oglądać się za siebie.

Jestem samotnym ptakiem
i mam przed sobą rozległe niebo. W sobie też.
Gdzieś tam właśnie jest TO MIEJSCE:
samotnego ptaka na samotnym niebie.
Tam właśnie to odkryłam -
że nigdy mniej samotna niż gdy jestem sama.



Może wtedy

                                                         dla R


gdy odszedłeś
gdzieś tam
w inny wymiar, w dalszą podróż

ja

zatrzymałam się w pół kroku
nad nocną ciszą
zamarłą w stłuczonej butelce

wszystko jest takie kruche

pewnych rzeczy
nie da się skleić
tym bardziej łzami
lepiej przejść nad nimi
do porządku dziennego
gdy tylko nastanie świt

kolejne pół kroku
na oddechu słońca
może wtedy
gdy droga zapachnie już
obietnicą nowych kwiatów

ale teraz
otulę się mocniej
słowami z mojego wiersza
zanim nie dojdę
do wiosny
zanim nie dojdę
do siebie
po szkle, po rosie, po plastrze miodu
po dźwiękach gitary, na której grałeś
po liściach, po zmroku

zatrzymałam się
w pół kroku


Głosy na wodzie

Kamień zagradza nam drzwi
do innych światów.
Głosy na wodzie
błyszczą, falują i cichną.
Niebo schowało
wszystkie swoje ptaki.
Kamienie jeszcze bardziej kamienieją.

(Octavio Paz)




pod taflą wody
kamienie pilnują przejścia

zostawię ciało na brzegu
może po nie wrócę
a może zabierze je przypływ
gdy będę już daleko
(nikt nie wie
czy daleko to wieczność
czy oka mgnienie)

sprawdzę sama co tam jest
zamiast wierzyć
bo wiara kryje zwątpienie
sprawdzę gdziekolwiek bądź
jest przecież tyle warstw
tyle przejść
pod taflą wody
gdzie kamienie

rozgarnę na boki
odbicie nieba
i drżące światłocienie
w jednej kropli
sekrety życia i śmierci
tajemnice płochliwe
niczyje westchnienie

sprawdzę, sama odkryję
w co zamienią siebie
w co zamienią mnie
w co zmieniły ciebie
pod taflą wody
omszałe kamienie


Wiem, że nie

                                  dla R


choć jeszcze wciąż płaczę
wiem, muszę zamknąć te drzwi
odszedłeś w inne przestrzenie
tu, chłodne jesienne mgły

gdy mijasz bezsenne księżyce
nawijam nasz wspólny świat
na wieczne albumy wspomnień
na serce, na duszę, na wiatr

wiem, że nie kończy się droga
wiem, nie istnieje czas
wiem, że zostałam sama
bo jesteś już pośród gwiazd





wśród pytań o sens życia
suche liście
kruche jak każde istnienie

wśród odpowiedzi
milczenie



Na deszcz

by lato we mnie
mogło wybrzmieć do końca
uspakajam zmysły
coś opada miękko
na samo dno duszy
z lekkim dźwiękiem
niepokoju

to świadomość
przemijania:
dopiero początek
już zaraz koniec

wdycham całą sobą
misterium zmiany pór roku
zakładam jesienną okładkę
w zeszycie na wiersze


ostatnie dni lata
zaplątane
w fałdach spódnicy wiatru
w kieszeni cienia 

na rozgrzanej ziemi
czekam na deszcz
bo w słotny, lśniący wilgocią dzień
będziesz ze mną zbierał kasztany

czekam, czekam na deszcz

A może nie ja

spotkałam kamienny dom 
idąc drogą, której nie było
na schodach siedzę
a może nie ja

 do kieszeni przemijania
zbieram obfitość lata
na potem


choć wiem aż nazbyt dobrze
że potem wszystkiego się pozbędę


dom kamienny całkiem
i przez okno wyglądam kamieniami
stale rodzą się nowe
choć nikt nie wie jak


snopy siana chowają w sobie
kosmiczne wspomnienia
każdego skoszonego źdźbła
znam te wspomnienia
ze spadających kartek życia



chmury nie szykują dziś deszczu
miękko spoglądają na ziemię
nucąc z wiatrem stare piosenki
które słyszę gdzieś poza czasem
tam oddycham samotnym drzewem
a może nie ja



może wrócę, może nie
tylko jeśli zawołasz
a może nie ty

Przechodzące stada

Fernando Pessoa:

Nigdy nie strzegłem trzód,
ale jest tak, jakbym strzegł.



Moja dusza jak pasterz
poznała wiatr i słońce,
chodzi pod rękę z Porami Roku,
kroczy za nimi i patrzy.
Cały spokój Natury bez ludzi
przysiada u mego boku.

Jeśli czasem pragnę,
tak w wyobraźni być barankiem
(albo być całym stadem,
chodzić rozproszony po zboczu
i być wieloma szczęśliwymi rzeczami jednocześnie)
to tylko dlatego, że czuję, co piszę o zachodzie słońca,
albo kiedy chmura przesuwa dłoń ponad światłem
i po trawie przemyka cisza.



Pozdrawiam was i życzę wam słońca
i deszczu, kiedy potrzebny jest deszcz,
i niech wasze domy mają
przy otwartym oknie 
ulubione krzesło.

(Fernando Pessoa)



Chowam się do środka i zamykam okno.
Oby moje życie było zawsze takie:
dzień pełen słońca lub miękki od deszczu,
lub burzowy, jakby kończył się świat,
delikatny wieczór
i przechodzące stada.

Przemija drzewo i zostaje rozproszone przez Naturę,
więdnie kwiat i jego pył trwa na zawsze.
Płynie rzeka i wpada do morza,
a jej wody zawsze są i będą należeć do niej.
Przemijam i zostaję, jak Wszechświat.

(Fernando Pessoa)


oczy mam niebieskie, bo gdy lecę
pochłaniam niebo
lazur wlewa się przez powieki
a słońce barwi moje włosy
kolorem złotych dukatów, które dzwonią
w mojej sakiewce u lewej nogi
jestem bogata jak polny wiatr
dotykam wszystkiego przelotem

łąki bywają piękniejsze od róży
pozwalają zakwitnąć kobiecie
jeśli tylko nie zawaha się
bez śladu trwogi ruszyć w nieznane
zapach macierzanki doda jej odwagi

wędruję sama
boso, w sukience
rozkładam  skrzydłoramiona
i faluję w powietrzu
lekka jak piórko na oddechu Boga
wolna jak puch z dmuchawca

(Mar Canela)





Nie wiedziałem, jaką obrać drogę,
ale wiał silny wiatr
i ruszyłem drogą, po której wiatr mnie popychał w plecy.
Takie zawsze było moje życie i chcę,
by zawsze takie mogło być:
idę tam, gdzie wiatr mnie gna.

(Fernando Pessoa)

Pole ducha

OSHO:
"Nie zwracaj zbyt wiele uwagi na to, co mówię,
zwróć uwagę na to, czym jestem.
Słuchaj mojej ciszy, moich przerw,
bo w nich jestem bardziej.
Wtedy uświadomisz sobie, 
że istnieje tutaj zupełnie inny świat, pole buddy.
Jest to pole energii, bądź otwarty na nie i wrażliwy,
bo tylko wtedy cię przeniknie,
owładnie tobą, zagarnie cię.
Bycie tutaj nie ma na celu gromadzenia informacji,
chodzi o to, by chłonąć ducha".


Dusza rozkręca ciało na wysokie obroty.
Tao radości istnienia rozprzestrzenia się.

Lato spływa gęstą strugą upału.
Kwiaty nigdzie się nie kończą.


Zbieram skrzyp i lawendę...






czarny bez i płatki różane




Misterium kolorów, smaków i zapachów.
Czas na poezję życia.



OSHO:

"Człowiek, którego energie zaczynają się przelewać -
musi się łączyć:
z ludźmi, ze zwierzętami, z drzewami, a nawet ze skałami.
Jeśli idzie po ziemi, łączy się z ziemią,
jeśli pływa w rzece, łączy się z rzeką,
jeśli patrzy na gwiazdy, łączy się z gwiazdami.
Ale przede wszystkim człowiek taki znajduje swoje centrum
i łączy się ze samym sobą.

Bez tego nic nie jest możliwe,
a z tym możliwe jest wszystko".

W sadzie


złotymi nićmi wyplatam koszyk
na nasze słodkie dojrzałe wiersze
zawiśnie potem w prastarym sadzie
by się kołysać wiecznie
na wietrze

my w tym czasie pójdziemy daleko
między garbate płodne jabłonie
bujać nas będzie uczuć huśtawka
szmer bransoletek na moich
dłoniach

zanim wejdziemy na Mleczną Drogę
dam ci krainę miodem płynącą
nie wiem czy wrócisz, bo to jest miejsce
gdzie mieszka magia i gwiazd
tysiące

abyś nie przepadł w rozkosznym sadzie
gdzieś na gałęzi zawieszę nić
błękit mych oczu drogę ci wskaże
gdy się obudzisz, by nadal śnić...



Zanim

zanim
żywe sploty moich zmagań
sól życia, maski, skrzydła, sonety
stracą wartość
zanim
dym wszystkich zdarzeń
w smudze wieczności zniknie
w glinie wyobraźni
lepię miejsce wymyślone
puste, ciche i bezpieczne

idę tam
w butach z guzikiem
kapelusz przede mną
płynie w powietrzu
zagęszczam godziny wspomnień
by zmieściły się w słoiku
choć tyle chciałabym zabrać...
lecz zjawia się zaraz
Strażnik Pustki:
by siebie odnaleźć
trzeba wszystko zostawić
sól życia, maski, skrzydła, sonety
słoik wspomnień i buty z guzikiem

nieistniejący
Strażnik Niczego
mogę iść za nim już teraz

zanim wszystko stracę
zanim wszystko  zyskam
zanim wszystko  się skończy
zanim zacznie się od nowa
zanim, za nim, zanim

(foto: net)

Deszcz

niezapowiedziany
przyniosłeś kwiaty
jak tamtej wiosny

uparty deszcz
wciąż stuka w okno
przemokłeś

wyłącz telefon
rozluźnij krawat
przyniosę kieliszki

tak, naprawdę
możesz tu dziś zostać
przecież pada

niezapowiedziany
uparty jak deszcz
sączysz wino

zbyt głośne bicie serc
jakoś zagłuszymy
będziemy szeptać

wiersze



(foto: net)

Obok siebie

lubię chodzić bez celu
bez pośpiechu -
przyglądam się wtedy chmurom 
słucham ptaków
dotykam roślin, kamieni 
tych przydrożnych
i tych, które nazbierały się we mnie

każdy niesie jakiś swój bagaż

lubię wyjść z siebie
i stanąć obok
spojrzeć sobie w oczy
lub
czterema oczami w dal

spacerując
odkrywam takie swoje imiona
które rozumieją tylko
rośliny i zwierzęta 
imiona
dla ludzi nieczytelne

spacerując
dochodzę do takiego miejsca 
w sobie
gdzie prawie wszystko znika
nawet oddech
prawie ustaje
tylko ciche staccato serca
i dźwięk cykady
gdzieś w trawie


Jadę dalej

nieznana kolej rzeczy
napędza pociąg
codziennych zdarzeń
 wysiadłabym
ale on wciąż jeszcze
dość szybko się toczy
 mogę oczywiście
wyskoczyć w pełnym biegu
ale nie mam odwagi

jadę dalej i zaczynam myśleć
o niczym
to mój ulubiony temat
bo Nic
nie może mi przerwać
zanim podejmę doniosłą decyzję
gdzie na tej akurat
stronie życia
postawić przecinek
a gdzie kropkę


Zwykły dzień

nie dane mi być kwiatem
ale niekiedy udaje mi się
pomieszkać między płatkami
nikt o tym nie wie
lecz czasami zdradza mnie
słodki aromat we włosach

otulam nim zwykły dzień
by mijał tak, jak lubię
w błogosławionym spokoju
swojej codzienności
bo ten zwykły dzień
to prawdziwa świętość
dawana nam tysiące razy
z każdym wschodem słońca

dar cudu życia i oddychania
nieuchwytną siłą istnienia
której nie widać

bo właśnie to, co niewidoczne
trzyma nas przy życiu