Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Uśmiechała się radość...

 No jak to? To już?
To już tyle lat minęło?
Dopiero było dziecko, a już nastolatek?

Wow!

Za parę dni minie jedenaście lat,
gdy nagle otworzył się nowy rozdział życia.
I już nic nie było takie samo.


Mówi do mnie babi😊.
To było nasze pierwsze wspólne zdjęcie.

A parę miesięcy później przygnałam tysiąc kilometrów,
poprzez całą Hiszpanię,
z Andaluzji, gdzie mieszkałam,
 do Kantabrii.
I zostałam.
Żeby być blisko, razem, na wyciągnięcie ręki.
Żeby nic nie uronić
z tego życia malutkiego, nowego,
co to dopiero spadło z gwiazd.

Mama z synkiem...


i babi z wnuczkiem...


Tyle razem przeżyliśmy przez te 11 lat!
Tyle pól i łąk, lasów i gór,
mórz, księżyców i słońc.




Tyle ziół zebranych i grzybów,
ścieżek przedreptanych
i przebieganych w pełnym pędzie.



Tyle chmur na wysokościach...


zamyśleń i kręgów na wodzie


traw latających,
słońc zachodzących


tyle muszel wyłowionych z zamglonych wód



na drogach ze światła utkanych,
 w ukołysaniu fal


i kolorów tyle wspólnie dotknęliśmy
i do serc zapakowaliśmy na zaś



wśród drzewnych olbrzymów bywaliśmy


i pośród gałązek i patyków


w przestrzeniach niezmierzonych
do utraty tchu


w lekkości, jak bańki na wietrze


i w miejscach magicznych,
gdzie grzyby czerwone, zaczarowane...


w koronkowym misterium życia


w przyjaźni z tymi,
co głosem innym mówią niż ludzki


na wrzosowych wzgórzach
za szczęściem ganiając
 i wiatrem niedoścignionym


i wewnątrz spokoju, w zapatrzeniu







Wtedy, 11 lat temu, napisałam:

nowinę ogłosiły dźwięki
fletu trzcinowego echem po stawie
perły z dna
spokojnie płynących rzek

iskry czułości w naszych duszach
rozświetliły się
uśmiechała się radość

niech wstaną słońca
w Twoim sercu
niech rozbłysną księżyce

pierwsze poruszenie w bezruchu Cisz
poczucie lotu w duszy
by ruszyć w świat
by stać się sobą -
pierwsze światło
pierwszy dotyk
pierwszy dźwięk
pierwszy oddech

a my czekaliśmy
u stóp Nieskończoności
ze łzami wzruszenia
i przyjęliśmy Cię
mocą wielkiego oddechu Miłości


Toczy się dalej nasza szklana kula...

Jestem z Tobą na chwilę,
aż całkiem rozpostarte Twoje skrzydła
przeniosą Cię przez drzwi dzieciństwa
ku młodości i dorosłości. 

Sam wtedy sprawdzisz
czym jest Twoje istnienie,
rozgarniesz na boki odbicie nieba
i drżące światłocienie, 
tajemnice złociste każdego oddechu
poczujesz
i staniesz w pełnej mocy
by przeżyć jak najlepiej
swojego życia tchnienie.

Nucę każdy dzień

 Chodzę szeptem.
Piasek pod stopami jest ciepły, żywy, ruchomy.

Delikatnie dotykam przestrzeni wokół.
Nucę moją pieśń biodrami,
a w lnianym woreczku noszę dzwonek, pióra,
zaklęcia
i malutkie kosteczki znalezione w snach.
Słucham starych baśni wydobytych z dna morza.
I morza też słucham,
gdy szemrze koronkami fal.
Czuję się bezpiecznie w mądrości mojego ciała -
ufam nurtowi wody w sobie,
eterycznej melodii drgającej w snach.

O zmroku przylatują mewy
i budzi się we mnie Ptak.
Ptak wędrowny, który zewsząd zawsze
wraca do gniazda w sobie.
To magnetyczne miejsce, głębokie i aksamitne.
Eliksir życia jest właśnie tam.

Stoję na brzegu
w moim naparstku wieczności,
w szczelinie między ciałem, a duchem.
Sacrum zwykłego dnia.