Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

We śnie

"Czytałem chiński wiersz
napisany przed tysiącem lat.
Autor opowiada o deszczu
padającym przez całą noc
na bambusowy dach łodzi
i o spokoju, który nareszcie
zagościł w jego sercu.
Czy to zbieg okoliczności,
że znowu jest listopad i mgła
i ołowiany zmierzch?
Czy to przypadek,
że znowu ktoś żyje? (...)

Jesień po jesieni
odziera z liści dumne drzewa
i jeśli coś zostaje
to delikatny szmer deszczu
w wierszach, które nie są
ani radosne, ani smutne.
Tylko czystość jest niewidoczna
i wieczór, kiedy i cień, i światło
zapominają o nas na moment
zajęte tasowaniem tajemnic".
(Adam Zagajewski)

* * *


... przed tysiącem lat, za tysiąc lat...
będę żyć
będę tu wracać, aż się obudzę
"zbiegi okoliczności" i "przypadki"
pokazują mi wciąż to samo:
znów żyjesz
tu już byłaś, to już widziałaś
znowu to samo, kręcisz się w kółko
bo to już śniłaś, to już śniłaś...

ktoś mną potrząsa...
to ja sama z przyszłości

dziecko, które stale pyta: czemu, czemu, czemu?
i nie zawsze oczekuje odpowiedzi
bo ona bardziej potrzebna jest mnie
tej we śnie

tak, będę tu wracać, aż się obudzę
są już takie, na razie, chwile
wylśnione poza snem
dotykam ich z czułością i delikatnie
bo kruche są i tak szybko znikają
jak bańki mydlane na wietrze
a cenne są tak, jak to,
co najcenniejsze

(wnuś z babcią)