Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Na wieki wieków

Miasto stare jak świat.
Z tych, co to niejedno już widziały,
niejedno słyszały, niejedno przeżyły.


Pokolenie za pokoleniem wydeptuje tu swoje ścieżki, 
burzy i buduje, zostawia zachwyty i westchnienia,
chłonie magię i doświadcza dziwnego odczucia,
że wszyscy, którzy wpisali się w historię tego miejsca
nadal gdzieś tu są -
cała przeszłość wielowiekowa
kołysze się pośród starych murów
i nie chce odejść, bo tu jest tak pięknie!








Uliczki wąskie jak przecinki.
A niektóre jak pół przecinka, niewjezdne,
a tym bardziej niewyjezdne.


Lubię Toledo i za ten dreszcz emocji,
kiedy okazuje się, że ostatnią deską ratunku,
aby jakoś wydostać się z przecinka,
jest złożenie lusterek w samochodzie...




Światłocienie pojawiają się już przed zmrokiem
i potęgują wrażenie nierealności, niesamowitości
i przemieszania epok, zdarzeń i czasów.





To właśnie w szczelinie zmroku (lub świtu), w półcieniu,
pojawia się w Toledo to coś,
o czym wiadomo tyle tylko, że jest jedyne nie tylko w Europie,
ale i na świecie.
Sekrety i tajemnice, być może nieśmiertelne,
enigma w murach zaklęta.
Można ją odczuć na własnej skórze.
Żyje i oddycha. Oddycha i żyje.
Przed nami, po nas. I w nas.