Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Święto Słońcastania, nowa zima, nowy dzień

Gdy w pobliskim lesie 
ostrokrzew stroi się na czerwono, a jemioła na biało - to znaczy, 
że Zimowe Słońcastanie już za progiem.
Nie potrzeba nawet kalendarza.
Zimowa Wiedźma budzi się,
a jesienna szykuje miotłę do odlotu.








*
*
*


Rano budzi mnie Wenus świecąca prosto w okno.
Kilka dni temu towarzyszył jej ubywający Księżyc.


Jeszcze jest ciemno,
ale na wschodzie widać już jaśniejący pas świtu.


Dnieje.


I ja, ciągnięta energią brzasku,
wychodzę z nocnego wyciszenia.
Kontempluję kartę "Nocna Przejażdżka".


Ogarnia mnie poczucie wolności.
Oto nowy dzień, a ja mogę zrobić z nim to, co zechcę.
Mogę dać się ponieść twórczej pracy w domu,
albo odpocząć robiąc nic.
Mogę pójść do lasu, albo na pola,
albo w góry, nad rzekę, albo nad morze.
Wszystko jest wokół, niedaleko,
cały wachlarz wyboru.
Myślę o tym, uśmiechając się do siebie,
a falująca łuna świtu całkiem unosi się już znad gór
rozwidniając czas nowego dnia.




Kontempluję kartę "Dzień i Noc".



Wchodzę w tryb magiczny.
To jest taki ekscytujący stan, w którym delikatnie odczuwam to,
czego nie widzę oczami.
Stan czucia duchem.


Gdy robię poranny napar - czuję obecność duchów roślin,
których materialna część, ususzona,
jest teraz w moim kubku.



Słyszę bulgotanie gotującej się wody.
Wody, która spłynęła z gór,
a ja uchwyciłam jej trochę,
by teraz w połączeniu z roślinami
weszła życiodajnie w przestrzeń mojego ciała.
Czuję bardzo wyraźnie, jak to wszystko się dzieje.
W trybie magicznym widzę każdy mój ruch,
każdą myśl, każde spojrzenie.
Widzę każdą ciszę i każdy dźwięk.
Widzę zapach i widzę smak.
Widzę - to znaczy jestem świadoma.

Boso wychodzę przed dom i wdycham rześkie powietrze.
Prosto z tego świtu, który właśnie zaistniał.
Nasycona wschodem, obracam się ku południu
pozdrawiając to, co idzie z tamtego kierunku.
Wiatr. Idzie właśnie stamtąd.
Ptak, leci właśnie stamtąd.
Przez chwilę lecę razem z nim.
Wyczuł mnie i poruszył głową, by spojrzeć na mnie.


Obracam się twarzą na zachód.
Tam jest duże wzniesienie, z którego rozciąga się
piękny widok na okolicę,
tam rosną stare dęby i wielki jesion -
król mojego ogrodu.
Przesuwam dłonią z góry na dół
i symbolicznie chowam za zachodnim wzniesieniem to,
co czuję, że już nie jest mi potrzebne.

Odwracam się na północ, w kierunku
rozłożystych pól i łąk, w stronę morza.
Zamykam oczy i przez chwilę w wyobraźni poddaję się 
jego falowaniu i kołysaniu, słonemu obmywaniu
całej mojej istoty, aż moje wewnętrzne morze
podpływa pod same oczy łzami wzruszenia.
Wzruszyć się czyli poruszyć coś w sobie.
Coś dobrego. Coś wiecznego. Coś żywego.


Morze zawsze mnie porusza.

Wracam do punktu wschodu.
Chmury zasłaniają słońce, ale wiem dokładnie,
gdzie ono jest.
Jestem dalej w trybie magicznym, ani-mistycznym,
w obserwacji i uważności, w żywym życiu,
od wschodu do wschodu poprzez wszystko, co pomiędzy.

Kontempluję kartę "Obserwator".



Domyka się półrocze schodzenia coraz bardziej w dół - od czerwca do grudnia.
Jestem teraz najgłębiej na wdechu.
Za chwilę przesilenie, Yule, które zacznie wydychać
i pociągnie nas ku powierzchni, ku wzrostowi i nowemu kwitnieniu.


Patrzę na bezlistne drzewa i widzę zarys i krój nowych liści,
których jeszcze nie ma.


Nie wszystkie liście chcą opaść.


Kontempluję kartę "Słuchaj".


Patrzę na odpoczywające hortensje i słyszę
jak rozwijają się barwne kule nowych kwiatów,
które tkwią teraz w niewidzialnym potencjale.
Idę boso po zimnej, wilgotnej od deszczu ziemi
i czuję gdzieś głęboko pod stopami plątaninę korzeni.
Jestem.

Słońce przekroczy punkt przesilenia
22 grudnia o godzinie 4:27. 
Zima.

Kontempluję kartę "Zmiana Pór Roku".



Poranna magiczna wędrówka od wschodu do wschodu.
Wchodzę do domu, by opisać słowami to,
co się da wyrazić.
To namiastka.
Właśnie to przeczytaliście.
Cała reszta, której nie da się zamknąć w słowach -
jest w wewnętrznym przeżywaniu.
Przejdźcie na drugą stronę lustra
i magicznie przeżyjcie to sami 😊



(Karty z talii Oracle of Mystical Moments
autorstwa Catrin Welz - Stein)

Rozdzielenie

Dla mnie
najsmutniejsze w tak zwanej śmierci jest to,
że powoduje ona rozstanie.
Jest ten, co odchodzi i ci, co zostają.
Zmysły nagle wpadają w próżnię.
Bo nie da się już zobaczyć, usłyszeć, dotknąć.
I ta świadomość,
że w tej postaci nie spotkamy się już więcej.
O ile w ogóle.

Więc smutek.

Napisałam wtedy:

choć jeszcze wciąż płaczę
wiem, muszę zamknąć te drzwi
odszedłeś w inne przestrzenie
tu, chłodne jesienne mgły

gdy mijasz bezsenne księżyce
nawijam nasz wspólny świat
na wieczne albumy wspomnień
na serce, na duszę, na wiatr

wiem, że nie kończy się droga
wiem, nie istnieje czas
wiem, że zostałam sama
bo jesteś już pośród gwiazd



Co dalej po zostawieniu ciała?
Z całą pewnością nie wiemy.
Domyślamy się, że transformacja.
Ale jeszcze nikt stamtąd nie wrócił
i nie powiedział jak jest.
Wszystkie mądrości, teorie, księgi umarłych,
doświadczenia z pogranicza, 
śmierci kliniczne itd. mogą być jedynie
różnymi wariantami, przypuszczeniami, iluzjami
dopuszczonymi dla nas w tej przestrzeni.
A gdy już sami przekroczymy próg,
może się okazać, że spotkamy się z czymś,
co nawet nikomu się nie śniło...
Bo wiele jest tajemnic, do których zupełnie
nie mamy dostępu.

Tutaj mamy tylko teraz.
A w tym teraz mieszczą się wspomnienia.
I plany na przyszłość.
My kiedyś mieliśmy ich wiele.
Zostały wspomnienia.

... i nie opuszczę cię aż do śmierci..."

Słowa dotrzymał.


 
odszedłeś
gdzieś tam
w inny wymiar, w dalszą podróż

ja

zatrzymałam się w pół kroku
nad nocną ciszą
zamarłą w stłuczonej butelce

wszystko jest takie kruche

pewnych rzeczy
nie da się skleić
tym bardziej łzami
lepiej przejść nad nimi
do porządku dziennego
gdy tylko nastanie świt

kolejne pół kroku
na oddechu słońca
może wtedy
gdy droga zapachnie już
obietnicą nowych kwiatów

ale teraz
otulę się mocniej
słowami z mojego wiersza
zanim nie dojdę
do wiosny
zanim nie dojdę
do siebie
po szkle, po rosie, po plastrze miodu
po dźwiękach gitary, na której grałeś
po liściach, po zmroku

zatrzymałam się
w pół kroku



*

wśród pytań o życie i śmierć
suche liście
kruche jak każde istnienie

wśród odpowiedzi
milczenie

***

Inne wiersze dla R:
tutaj i tutaj i tutaj



Gdzie podziała się jesień?

 Czym różni się tegoroczna jesień
od tych, które już były?
U mnie różni się tym,
że pierwszy raz mam własne dynie 😁


Cieszyłam się nimi,
jak jeszcze były kwiatami 
i codziennie z zachwytem obserwowałam ich metamorfozy.





I pierwszy raz miałam fasolkę.
Większość już zjedzona,
a część wyłuskana na przyszły rok.


W ogrodzie pierwszy raz rozgościł się dziurawiec,
który w jakiś sposób musiał się wysiać
z tego, który przynosiłam z łąki.
Bardzo mnie to cieszy i tego ogrodowego
nie zbierałam, żeby rozsiał się jeszcze obficiej.


A anginka rozrasta się i rozrasta.
Wkrótce ją podetnę i ususzę
do jesiennych naparów i na wypadek
anginowych bólów gardła - żeby poratowała.


Ta jesień różni się od innych też tym,
że prawie jej nie ma.
Wciąż jest bardzo ciepło, sucho i wietrznie.
Wciąż kwitną plumeros,
wnuś cały czas śmiga w krótkim rękawku,
a ja nadal w letnich sukienkach.












Po całym dniu na plaży,
wieczorem siadam przy kominku
i wyobrażam sobie, że jest jesień...



Robię sobie napar 
z przyprawami korzennymi,
żeby chociaż zapachniało jesienią 😀.


Dokoła jest tak zielono, jakby to była wiosna,
a nie połowa października.
Słońce jest bardzo jaskrawe i mocno grzeje.


Ostatnio wyprawiliśmy się do lasu,
ale jest tak sucho, że grzybów ani widu, ani słychu.
Ale i bez grzybów jest magicznie i pięknie.


Puk, puk, czy ktoś tu mieszka?










W tym lesie rzadko kiedy kogoś spotykamy,
ale kamienie mówią,
że ktoś tu jednak był.


Wychodzimy na polankę,
a tam - zimowit JESIENNY.
Czyli co?
Jest ta jesień czy jej nie ma? 😉


No i ostrokrzew też się już wystroił jesiennie.


Ale buki liści jeszcze nie zrzuciły.



Słońce zajdzie dziś o 19:23,
a ciemno robi się po ósmej.
Mnie w to wszystko graj, bo lubię ciepło.
Ale może się okazać,
że w zamian zima nie będzie potem chciała odpuścić
i będzie nas trzymać aż do maja...
Bo orzechy laskowe w tym roku
obrodziły w tak ogromnych ilościach,
że nigdy czegoś takiego nie widziałam.
I oby to właśnie nie zwiastowało długiej zimy.



Ale z drugiej strony pocieszam się,
że orzechów włoskich jest mniej niż zwykle,
więc może nie będzie tak źle.

Zatem cieszę się tym, co jest
i wyciskam nektar ciepłych październikowych dni
do ostatniej kropelki!