Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Twoja nieobecność

             (dla R) 

tego dnia słodko pachniały 
bursztyny upału 
moje stopy podpływały pod fale
patrząc jak gubią się muszle 
na nieznanym brzegu 
Ciebie już nie było
ale była Twoja nieobecność

noce były krótkie
i brakowało im czasu na sen
słońce szybko wracało
może nawet wcale nie odchodziło
tylko drzemało przyczajone
w niezliczonych oknach
nadmorskich hoteli

¡qué calor! - powiedziałeś
chociaż Cię nie było
weszłam w słońce, szukając Cię
promienie smakowały gorąco
ale dusza nie dawała się spalić

tego dnia mnisi śpiewali
w świątyni lata
krusząc kadzidło i liście lawendy
słodko pachniało serce modlitwy
¡qué aroma! - powiedziałeś
chociaż wcale Cię nie było

wielka źrenica tao otworzyła się
gdy na jej rzęsach zawiesiłam
Twoją nieobecność

tu ausencia me duele -
wielokrotnie odpowiedziało echo

wcale nie odszedłeś
drzemiesz tylko przyczajony
w niezliczonych oknach
mojej miłości