Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Biały pies i łapki zajęcze

 Niosę w dłoniach 
cały mój świat,
dziś go niosę do lasu, do lasu,
nasączy go wilgoć mchów,
gałęzie schronią 





Wchodzę w królestwo 
wieczorów długich 
skaczących paździerzy,


Zbieram chrust i drżenie liści,
a biały pies zagania kozy,
krasnale malują białe kropki,
widzę ślady łapek zajęczych,






Układam jesienne pole życia,
dekoruję, zmieniam 
wystrój wnętrza,
niosę w dłoniach mój mały świat,
karmię ciszę makiem,
poję wodą deszcz,
oddechem nasycam wiatr.





Wieczór niesie ciemne chmury,
otulam się w wełnę 
i dobry humor,
znów się kłócą,
zakładam kalosze, 
zakładam uśmiech,
zakładam, 
że jaskółki szybko wrócą.