Po całym dniu spędzonym nad morzem,
do domu wracam już właściwie nocą,
bo słońce znika za horyzontem dopiero o 21:34.
Ale, po powrocie, jeszcze na chwilę sięgam po bęben,
by dźwiękiem ucieszyć tę piękną, gorącą noc,
by gwiazdy zatańczyły gdzieś tam hen, w otchłaniach kosmosu.
Nawet te, których już dawno nie ma...
Przez chwilę rozgrzewam bęben go przy ogniu i...
bum
bum
bummmm.
Miarowy głos bębna kołysze ciało i duszę.
Czuję, jak ogarnia mnie przedsenne znużenie.
Jeszcze wybrzmiewa we mnie szum fal,
jeszcze piasek przesypuje się między palcami,
jeszcze malują się pod powiekami kolory zachodzącego słońca,
a mewy nadal kołują nad moją głową.
I nagle wszystko wokół powoli zaczyna znikać,
a wyłania się, jakby przez mgłę,
coś zupełnie innego.
Czuję, jakbym przelśniła się na inną linię czasową.
Rozglądam się przez chwilę, po czym, zaciekawiona,
ruszam przed siebie.
Uśmiecham się do mijanych po drodze ludzi,
ale oni jakby mnie nie widzieli.
Nie są obojętni ani nijacy, ani weseli, ani smutni.
Są neutralni.
Mają jasne spojrzenie, jest w nich spokój i blask.
Widzę też inne stworzenia, które są podobne
do niektórych ziemskich zwierząt.
Napływają do mnie informacje o tym,
że tutaj nikt nie musi jeść.
Nie ma wzajemnego zjadania się,
bo nie ma tu śmierci, a jedynie transformacja
bez porzucania ciała.
A ciała ładują się praną z eteru wokół.
Tutejsi ludzie wyglądają jak my, ale wiem,
że wewnątrz są inni,
zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Ponieważ nie przyjmują już materialnego pożywienia,
nie mają przewodu pokarmowego ani wydalniczego.
Bardzo intensywnie działa u nich energetyczne serce.
Istoty te żyją w ścisłym połączeniu i kontakcie
ze swoją Wyższą Jaźnią.
Mają uczucia, ale nie reagują emocjonalnie.
Całkowicie nad sobą panują.
Przemieszczam się lekko i swobodnie, i widzę,
że faktycznie nigdzie nie ma pól uprawnych,
nie ma śladu rolnictwa ani przemysłu.
Oczywiście nie ma też zwierząt hodowlanych.
Mimo że nikt by ich nie zjadał,
to nie ma ich również dlatego, że one same
większość czasu spędzały jedząc.
Kury, owce, kozy, konie, krowy i inne -
na tej linii czasowej po prostu nudziłyby się niepomiernie
stojąc bezczynnie godzinami.
Nie ma sklepów, restauracji, aptek, banków -
to wszystko jest tu niepotrzebne.
Nie ma pieniędzy.
To, co jest - materializuje się siłą woli w czasie zero.
Ludzie tutaj zajmują się doskonaleniem takich właśnie
materializacji i dematerializacji
na coraz wyższych poziomach,
aż do stwarzania planet, światów i wszechświatów.
Zajmują się rozwojem inwencji, intencji, płynności życia,
współpracą z innymi istotami.
Nie ma tu żadnych anten, przewodów ani kabli.
Nie ma urządzeń elektrycznych ani elektronicznych.
Są inne, które są mi nieznane.
Gdy jest się w zasięgu głosu - jest rozmowa,
gdy jest się daleko od siebie, można włączyć tryb on-line
i komunikować się telepatycznie.
Nikt nie powtarza codziennie tych samych czynności,
tak jak dzieje się to na Ziemi.
Nikt nie musi walczyć o przetrwanie,
bo to, co jest potrzebne do życia, jest ogólnodostępne.
Konfiguracje codzienności zmieniają się
i jest ich tutaj do wyboru nieskończenie wiele.
Są bardzo ciekawe.
Nie ma śmierci, rozstań, dramatów.
Jest swoboda przemieszczania się
pomiędzy różnymi warstwami tamtejszej rzeczywistości,
a gdy jakaś warstwa dla kogoś się wyczerpie -
zmienia się ją na inną zamiast umierać.
Te przejścia powodują, że ciało doskonali się i wzmacnia,
zamiast się zużywać, starzeć i obumierać.
Uświadamiam sobie z radością,
że z miejsca na miejsce przenosi mnie po prostu moc woli -
wyobrażam sobie lub nazywam punkt w przestrzeni,
w którym chcę się znaleźć,
zamykam oczy, otwieram je i jestem tam, gdzie chciałam.
Nigdzie nie ma żadnych środków lokomocji.
Nie ma hałasu ani tłoku.
Nie ma brudu.
Jest mało ludzi.
Żeby dać życie nowej istocie, trzeba osiągnąć
bardzo wysoki stopień samorozwoju i miłości,
porozumienia i zespolenia z istotą
o odwrotnym biegunie wibracji niż nasz.
To jedna z trudniejszych rzeczy tutaj.
Przywołanie do zejścia - materializacja nowego istnienia
to zawsze piękne, niecodzienne wydarzenie.
Nagroda dla nielicznych.
Wszystko oparte jest na zasadach płynności,
współpracy, twórczości, współodczuwania, współistnienia,
harmonizowania i równoważenia.
Wiem, że dzieje się tu bardzo wiele innych rzeczy,
o których się nie dowiem,
bo przekracza to poziom moich możliwości odbioru i zrozumienia.
Może ta linia czasowa nie jest zbyt odległa od naszej,
bo krajobrazy są podobne, choć kolory są nieco inne.
Ale tu też są góry i morza, drzewa, krzewy, kwiaty, trawa.
Są domy o różnych kształtach, ale mają lżejszą konstrukcję
i pięknie komponują się z otoczeniem.
Dobrze się tu czuję. Jak w domu.
Ale, niestety, krajobrazy wokół zaczynają tracić ostrość,
rozmywają się, rozwiewają jak dym na wietrze.
Wracam.
Bum!
Z niejakim żalem uświadamiam sobie,
że coś bardzo mi bliskiego prysnęło jak bańka mydlana.
I znikło.
Może po prostu, nasycona głębokim dźwiękiem bębna
i całodniową wysoką temperaturą otoczenia,
usnęłam i to był piękny sen?
Tak do końca tego nie wiem,
ale z całą pewnością różniło się to od "zwykłych" snów.
Bardziej odczuwam to jako podróż
gdzieś przez jakąś szczelinę w czasoprzestrzeni.
Domyślam się, że to, co widziałam,
świat, który odwiedziłam,
to podobna iluzja do tej, w której żyjemy tutaj,
że to inna myśl Myśliciela, który nas pomyślał -
gdzieś jednocześnie daleko i blisko.
Ta inna iluzja bardziej rezonuje z tym,
co czuję i gdzie jestem w sobie teraz.
Chciałabym odnaleźć tamte miejsca raz jeszcze.
I zostać na dłużej.
Miałoby się ochotę napisać - na zawsze.
Ale nic przecież nie jest na zawsze.
I dobrze.
Bo z pewnością są też takie światy,
których nie da się wyśnić, o których nie da się pomarzyć.
Są całkowicie poza naszym zasięgiem.
Ale w miarę rozwoju, w miarę poszerzania świadomości,
kiedyś otwierać się będą przed nami
coraz to nowe możliwości.
Kto wie, co znajduje się poza granicami
naszej świadomości?