"Ach, gdyby tak od razu każdy zrozumieć mógł,
że lepsza droga bez drogowskazów,
niż drogowskazy bez dróg".
(S.J.Lec)
Jest taki punkt na nieznanej drodze,
po przekroczeniu którego
jest już za daleko, by wracać,
ale i bardzo daleko, by iść naprzód.
Jestem właśnie w tym punkcie.
gdzie mnie nogi poniosą
tego nie wiem
idę boso, lecz przeczuwam
że nie raz
ścieżka stopy porani
by je potem zagoić
niebem
piach nadzieje zamiecie
westchnieniem
raz zatańczę, zapłaczę raz
w niejednym piecu ogień rozpalę
i w kotle zupę uwarzę
w niejednym domu miotłę postawię
kiedy wrócę i czy w ogóle
nie wiem, nie wiem
za tę dal jak najdalszą
między światłem a cieniem
będę szła, bo raz jeszcze
poznać bardzo bym chciała
najprawdziwszą, pierwotną
siebie
wewnętrzną podróż -
na poszukiwanie samego siebie.
Droga jest symboliczna,
bo tak naprawdę nigdzie nie musimy iść.
Ale jest ona niezbędna do tego, żeby to zrozumieć.
tu i teraz.
Poznanie samego siebie
otwiera poznanie czegoś więcej,
bo w najmniejszym jest największe.
i powracamy do Jedności Pierwotnej Mocy?
Czy to wszystko miało początek i będzie miało koniec,
czy może wręcz przeciwnie?
Jeśli istnieje początek i koniec,
to nie może istnieć nieskończoność i wieczność.
Naszym umysłom trudno to ogarnąć,
ale po wyjściu poza umysł
pewnie niemożliwe staje się możliwe.
Inne przestrzenie rządzą się innymi prawami,
a idąc dalej tym tropem dochodzimy do ściany -
jest granica, której człowiek nie może przekroczyć,
a za tą granicą żyje to, co dla nas jest niepoznawalne.
To ciekawe, ale nie możemy nawet zobaczyć
swojej twarzy.
Jedynie odbicie w lustrze, w tafli wody
czy na zdjęciu, na filmie.
Ale to jest już kopia, a nie oryginał.
Jakże bym chciała
odegrać już do końca
swoje role,
zrzucić maski,
zamknąć teatr,
by móc wreszcie zobaczyć
swoją twarz.