Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Malownicze miejsce


Kiedyś, zaczynając swoje wewnętrzne poszukiwania
pt. "o co tutaj chodzi",
porzuciłam wszelkich kapłanów, mistrzów,
przewodników i pomocników.
Zauważyłam, że każdy z nich ciągnie w swoją stronę,
 a mój obraz zaciemnia się.
Wycofałam całą swoją energię w głąb siebie.
Stanęłam wtedy w jakże malowniczym miejscu o nazwie
Nic Nie Wiem.
Ulżyło mi.

Potem przepuściłam przez siebie morze informacji,
góry książek,
przelały się przeze mnie
całe rzeki niepewności i zwątpień,
wypiętrzyły się nowe lądy
wielkiego Być Może.
Byłam jak wędrowny ptak.
Powracałam do krain dzieciństwa,
młodości i wieku średniego,
zagarniałam wspomnienia i doświadczenia
w obie ręce
i wypuszczałam je na wolność.
Znowu lżej.

I teraz stało się to,
o czym pisał kiedyś meksykański poeta, Octavio Paz:
"powróciłem tam gdzie zacząłem"...
Nic Nie Wiem.

Wszystko to jedynie teorie, domysły, przypuszczenia,
iluzje, złudzenia, zwiedzenia i nadzieje.

W końcu definitywnie zjechałam z ronda.

To znaczy - coś jednak wiem.
Wiem tylko jedno -
pierwsze tchnienie, pierwotne poruszenie
jest poza granicami naszej świadomości,
a odkrycie tajemnicy "o co tutaj chodzi"
leży poza ludzkim zasięgiem.

Pusto

Nadchodzi ten moment, gdy schodzę na plażę, 
a tam nareszcie pusto.


Przesypuję piasek między palcami i widzę, 
jak spomiędzy ziarenek wysnuwa się jesień.
Czy lato już minęło? 
Nie, bo nic nie mija, a tylko się zmienia.
W tej wiecznej teraźniejszości.
Choć i tak wszystko zależy od tego, jak to sobie nazwiemy.

Moja nostalgia szuka ujścia.
I tu je znajduje.
Na tej pustej plaży.
Wcieram w nadgarstki słoną wodę,
kładę się na wznak i patrzę na przelatujące mewy, 
na sploty chmur, na horyzont.
To jest to, co zawsze mnie ogranicza - horyzont.
Nigdy nie znika, przesuwa się razem ze mną.
Ale pokonuję go wyobraźnią.

Zamykam na chwilę oczy
i czuję się ukołysana.
Jak ptak na gałęzi.

Białobłękity nade mną,
przede mną
i we mnie.


Wstaję by brzegiem pójść daleko.
Szum fal jest taki kojący.
I ten syczący szmer, gdy fala się cofa.

Samotność jest dla mnie sycąca.
Nareszcie pusto.