Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Pusto

Nadchodzi ten moment, gdy schodzę na plażę, 
a tam nareszcie pusto.


Przesypuję piasek między palcami i widzę, 
jak spomiędzy ziarenek wysnuwa się jesień.
Czy lato już minęło? 
Nie, bo nic nie mija, a tylko się zmienia.
W tej wiecznej teraźniejszości.
Choć i tak wszystko zależy od tego, jak to sobie nazwiemy.

Moja nostalgia szuka ujścia.
I tu je znajduje.
Na tej pustej plaży.
Wcieram w nadgarstki słoną wodę,
kładę się na wznak i patrzę na przelatujące mewy, 
na sploty chmur, na horyzont.
To jest to, co zawsze mnie ogranicza - horyzont.
Nigdy nie znika, przesuwa się razem ze mną.
Ale pokonuję go wyobraźnią.

Zamykam na chwilę oczy
i czuję się ukołysana.
Jak ptak na gałęzi.

Białobłękity nade mną,
przede mną
i we mnie.


Wstaję by brzegiem pójść daleko.
Szum fal jest taki kojący.
I ten syczący szmer, gdy fala się cofa.

Samotność jest dla mnie sycąca.
Nareszcie pusto.