Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Zostaje nic

zaparzyłam listopadową herbatę
w ciszy przyglądam się
jak paruje
moment podnoszenia filiżanki do ust
jest chwilą absolutnego szczęścia

pełnia




przybywam ze środka tego
czym jestem

filiżanka i ja
potem zostaje tylko filiżanka
aż nie zostaje nic

pustka

bo to, co jest, jest
a to, czego nie ma, nie jest

pustka wewnątrz pełni

Ale nie

w pożółkłe liście dmie wiatr
starą aleją w parku
otulona jego szalikiem
wraca pierwsza miłość
myślałaś, dawno temu rozpadła się
jak tamte listy podarte
ale nie

krótkie cienie drzew
nisko chodzi słońce
otulone jego rzęsami
wraca ostatnie spojrzenie
myślałaś, dawno temu spłonęło
jak tamte zdjęcia w kominku
ale nie

miłość, której nie chciałaś
której nie rozpoznałaś
oddycha gdzieś w eterze
i w pamięci twojego ciała
myślałaś, będzie gorzka
jak czarna kawa bez cukru
ale nie

pragniesz
w przeszłości zatrzymać świat
byście, nim ruszy dalej
pójść mogli inną drogą