u Los Alpaqueros, czyli u Zosi i Janusza.
Nie wiem, co takiego kręci się u nich "w domu i zagrodzie",
że jak się wejdzie, to w ogóle nie ma się ochoty wyjść.
Może Dobry Duch?
Albo po prostu ich niezwykła gościnność,
życzliwość i dobre serce?
życzliwość i dobre serce?
Można by bez końca słuchać opowieści
o ich życiowych przygodach i wędrówkach,
z których ostatnia zaprowadziła ich właśnie tutaj -
do samotnego domu na skraju lasu,
gdzie "tworzą, aby żyć i żyją, aby tworzyć".
gdzie "tworzą, aby żyć i żyją, aby tworzyć".
Oprócz długich rozmów o tym, co było i o tym, co będzie,
i co dobrze by było, aby było -
były też pierogi z jagodami i pyszne ciasto jagodowe,
i absolutne najlepszy ser, jaki kiedykolwiek jadłam...
...zaduma nad tym, ile to czynności,
czasu i umiejętności potrzeba, aby pozyskać wełnę
(i aby zamieniła się potem w piękny, na przykład, sweter)
... przytulanki Klaudii z maleńką Albą,
która urodziła się o świcie w dniu naszej wizyty,
i której Klaudia wymyśliła imię
(alba po hiszpańsku znaczy świt)
warsztat pracy Janusza, czyli małe wtajemniczenie
... i one, alpaki - andyjskie cuda, magiczne i hipnotyczne...
zapatrzenie się na nie powoduje zatrzymanie w czasie -
nagle nigdzie się człowiek nie spieszy,
nic nie musi i właściwie znika,
przestaje istnieć, sam siebie zapomina...
na rękach u Zosi mała Alba
Alba w obiektywie Klaudii
.
.
.
a my to co? gorsze?? 😉
Więcej o Los Alpaqueros, ich życiu i twórczości
znajdziecie tutaj: