Zmierzch jest pomostem
między dniem, a nocą.
Świt powoli rozświetla noc,
by przemienić ją w dzień.
Listopad jest pomostem między jesienią, a zimą.
Jest też czasem pomiędzy tym,
co żywe tutaj,
a tym, co żywe inaczej gdzieś tam.
Czas opadających liści.
Czas zamierania i transformacji.
Czas wyjęty z ram.
Puste pola, suche łodygi,
wiatr trzaska okiennicami.
Istoty Mgielne szykują suknie na bal.
W listopadzie czasami słyszę z przestrzeni
magnetyczne pieśni.
Są piękne, ale niepokojące.
Gdy słucham z kotem i jeży mu się sierść na grzbiecie -
to wiem, że on też je słyszy.
Te dziwne melodie.
Poruszają dusze i ostatnie liście,
to się zaśmieją, to załkają żałośnie,
obracają pod ziemią zmurszałe kości
i odpływają w najdalszą dal.
Wczesne zmierzchy i długie noce.
Z dziupli przydrożnego drzewa
wypełzają cienie i zjawy.
Gdzieś w oddali szczeka pies.
Zakwilił zbudzony ptak.
Gdybym mogła sobie wybrać miesiąc
na zwrócenie ciała ziemi -
byłby to właśnie listopad.
I żeby wtedy wiał silny wiatr.
"Kiedy porusza się życie,
kości śmierci
odpowiadają swym ruchem.
Kiedy porusza się śmierć,
zaczynają się obracać kości życia".