Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Bądź realistą

planuj cuda.
Celuj w cuda.
Odblokuj tamy,
przerzucaj mosty,
bujaj się na gałęziach,
uda się, uda, dzisiaj się uda.
Zaplanuj, że dzisiaj wszędzie zobaczysz
cuda.


"Drewniane chodaki potrafią iść same.
Kafle podłogi nie nudzą się nigdy,
czasem grają w szachy z księżycem.
Powierzchnia nie łączy się z głębią.
Tajemnica? Nie ma tajemnicy,
jest tylko błękit, niespokojny
i gościnny jak krzyk mewy.
Drzwi były szeroko otwarte,
wiatr przyjazny, miotły odpoczywały
po sumiennej pracy (...)"
(Adam Zagajewski)

Poeta ma rację -
błękit gościnny bierze mnie w ramiona,
drzwi otwarte, wiatr przyjazny - ustał
i cicho jest jak makiem zasiał,
miotły, tak, odpoczywają,
chodaki idą same...



Patrzę na to lato, na to wszystko,
co dokoła, i jestem realistką -
planuję cuda, widzę je, dotykam ich,
lekko muskam, gdy przemykają obok,
gdy rozkwiecają całą okolicę,
powietrze, głowę i serce,
i trawę, tę, co to po niej te chodaki same idą...




O tak, Ziemio i ziemio,
tak mocno cię czuję w upale późnego popołudnia,
gdy pochylam się nad tobą z pietyzmem,
gdy gołe stopy unoszą się prawie,
ramiona składają się w podziękowaniu,
a Duch Lata zatacza coraz szersze kręgi.



Te małe figi, które wydobywają się 
prosto z gałęzi przy liściu -
jakie to cuda!
Skąd biorą teraz tę słodkość,
która wkrótce rozpływać się będzie w ustach?


Te hortensje - skąd się one nagle pojawiły?
Jeszcze przed chwilą ich nie było.
Cuda!



Suchołuska, która zakwita od razu ususzona,
niesamowite.
Kto to wymyślił?


Czarny bez, który kwitnie bielusieńko,
a potem, w drodze do czerni, przechodzi jeszcze
przez zieleń.



Krwawniki, jak delikatne koronki panny młodej...



i mocny fiolet aromatycznej lawendy.



Tak, jestem realistką i planuję więcej cudów :)

Połączę powierzchnię z głębią,
a z głębi na powierzchnię wyjdą nowe cuda.

To takie oczywiste, że kwiaty kwitną, prawda?
Przyzwyczailiśmy się, że tak jest.
Nic nowego pod słońcem.
Też tak miałam. Długo tak miałam.
Aż nagle dotarło do mnie, że to cuda.
Jedne z wielu.
Bo te kwiaty wychodzą nam przed oczy... znikąd.
Wszystko pojawia się znikąd, z niematerii.
Materializuje się, a potem znów znika.
Jest zaprogramowane, zakodowane, ustalone, wiem.
Dlatego z pestki wiśni nie urośnie jabłoń.
Co nie zmienia faktu, że stawanie się czegoś z niczego
jest absolutnie fascynujące.

Tak, przyzwyczailiśmy się.
Ja się właśnie odzwyczajam.
To powoduje, że bielmo spada z oczu.
Nagle patrzę, i widzę. Naprawdę widzę.
Widzę cuda.
Cuda materializacji, wydarzania się, misterium życia.
A cuda na ogól chodzą w parze z radością.
A każda radość...
"Każda radość, choćby nie istniała,
zostawia po sobie przejrzysty ślad".
(Adam Zagajewski)

Aż się w głowie kręci od tej radości.
Radość też jest cudem.
Szczególnie ta bez żadnego widocznego powodu.
Choćby nawet nie istniała...




Tak, poeta ma rację -
kafle podłogi nie nudzą się nigdy...