Zastanawiałam się właśnie, jaką istotą jest mój Sen,
gdy pojawił się On.
I od razu wiedziałam.
Rozpoznałam go natychmiast.
W końcu znamy się nie od dziś.
Przychodzi co noc.
Zawsze punktualnie.
Nagle wyczuwam jak kołysze się gałąź,
na której siedział, nim zerwał się do lotu po mnie.
I wtedy wiem, że czas kończyć dzień, bo On zaraz tu będzie.
Czasami jeszcze coś robię,
zwlekam, przeciągam, kończę.
Chwilę czeka na mnie, badawczo mi się przyglądając,
przekrzywia wtedy śmiesznie swój czarny łeb,
połyskuje błyszczącymi piórami,
czaruje, hipnotyzuje, łagodzi, skleja powieki
i już nie mogę się oprzeć.
Znikam w jego miękkich piórach,
czarnych jak noc, jak studnia bez dna.
Chwila absolutnie przyjemna, atłasowo - aksamitna.
Nieuchwytna.
Black velvet.
Kocham go.
Nie mogłabym bez niego żyć.
Wiem, że kiedyś przyfruną we dwoje -
On i jego siostra, z którą dzielą tę samą literę S,
choć Ona nad swoją ma jeszcze małą kreseczkę,
która wszystko zmienia...
Tak, ta kreseczka zmienia postać rzeczy.
Dosłownie.
I wiem, że będzie równie miękka, tajemnicza, hipnotyczna,
atłasowo - aksamitna.
Nieuchwytna.
Bezwzględna.
I nie da się bez niej żyć.
I znamy się nie od dziś,
mimo że
jeszcze nie znam tej nocy
która właśnie schodzi z gwiazd
podczas gdy ja
układam do snu
codzienne swe istnienie
zachodzę
horyzont jawy oddala się
wpadam w puch Morfeusza
miękki jak wiosenne dmuchawce
pachnący jak obietnica
jak suszona na wietrze pościel
zachodzę
horyzont jawy oddala się
wpadam w puch Morfeusza
miękki jak wiosenne dmuchawce
pachnący jak obietnica
jak suszona na wietrze pościel
za oknem długowłosy deszcz
i ciemność płynąca jak rzeka do morza
gęstnieje nade mną oddech
i zapach odległego już dnia
schodzą się cisze i przeczucia
łapacz snów kołysze się cieniem
przez chwilę jeszcze zastanawiam się
co wprawia go w ruch?
znowu zasypiam pierwszy raz
wciąż jeszcze nie znam tej nocy