Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Powracać do miejsc

dzieckiem będąc, na wiosnę
zbierałam kwiatki najmniejsze
miniaturowe lśniące skrzydełka
trawki, groszki, pyłki –
układałam mozaiki
pod szkłem stłuczonej butelki
zakopywałam pod ziemią

dziś jak dawniej
wypatruję pierwszej jaskółki
jest coś magicznego
w oddechu powracających ptaków
też lubię powracać
do miejsc ukochanych
jak ta plaża na południu Hiszpanii
gdzie muszle, smaki, zapachy
nasączone odległym czarem
i Tobą
i tamtą mną, której już nie ma
bo nas już nie ma
choć jednak spacerujemy, rozemgleni jak niebyt
 spotykam nas tu stale


znowu zaczyna się przypływ
odpływ, przypływ, odpływ, 
czasy minione i czasy przyszłe
wszystkie w czasie teraźniejszym

nagle na piasku 
tuż pod moje stopy
serce 
wyrzucone przez fale

to spotkanie nie mieści się w słowach

poruszona w każdym atomie
z sercem na dłoni
idę dalej


przypływ, odpływ, przypływ
w spienionej fali u brzegu mrącej
by za chwilę odrodzić się na nowo
z tej samej materii utkana, lecz
nie ta sama, nie taka sama

pożegnania i powroty, nostalgia, i tęsknoty
odwieczna życia szambala