Przyglądam się swojemu zdjęciu z czasów, gdy byłam nastolatką.
W zamyśleniu, w nagłym bezruchu,
z pewną tęsknotą za tamtym spojrzeniem i uśmiechem
bardzo młodej dziewczyny, zanim jeszcze otworzyły się te drzwi,
które wpuszczają dorosłość - to, co już się szykowało,
gotowało i doprawiało, ale jeszcze nie zaistniało.
I nagle, w odpowiedzi na moją melancholię, usłyszałam:
no niestety, nie mogę ci obiecać, że będziesz wiecznie młoda,
ale mogę ci zagwarantować, że będziesz wiecznie wieczna.
Już jesteś.
Już.
Jesteś.
Wzięłam tę wieczność, bo nie bardzo miałam inny wybór.
Zeszłam ze schodów, roześmiana niewieczną młodością
i poszłam dalej.
W ten dziwny świat, gdzie lewa strona staje się prawą, jak tylko się obrócę.
Gdzie zawsze jest coś mniejszego od najmniejszego,
które zamienia się w pustkę większą od największego.
które zamienia się w pustkę większą od największego.
Gdzie wszystko jest takie względne.
I tak bardzo zależy od punktu odniesienia.
Od tamtego zdjęcia minęło ponad 40 lat,
a ja nadal bardzo dokładnie pamiętam, jak schodziłam z tych schodów.
Wiem już, co wydarzyło się dalej, przez te setki miesięcy, aż do dziś.
Wiem, w które drogi lepiej było nie wchodzić,
których świateł nie gasić, a których nie zapalać,
gdzie lepiej było zostać, a skąd czym prędzej odejść,
kogo pogłaskać, a kogo ugryźć,
które supełki życia delikatnie rozwiązać, a które przeciąć na zawsze.
Dziś już wiem.
Wiem, w które drogi lepiej było nie wchodzić,
których świateł nie gasić, a których nie zapalać,
gdzie lepiej było zostać, a skąd czym prędzej odejść,
kogo pogłaskać, a kogo ugryźć,
które supełki życia delikatnie rozwiązać, a które przeciąć na zawsze.
Dziś już wiem.
- No i co? W jakim miejscu jesteś teraz? - zapytał ten sam głos z wewnątrz.
- W słodko - gorzkim. Między czarną czekoladą, a skórką pomarańczy.
Aż do późna w nocy przyglądam się, jak zapada zmrok,
choć dawno już zapadł.
Aż do ostatniej iskry siedzę przy ognisku, choć został już tylko popiół.
Wybieram ostatnie dźwięki z piosenki, choć tam już tylko cisza.
Rozgarniam ostatnie suche liście, choć rozpadły się już w pył.
Długo patrzę przez okno w samochodzie, choć dawno stoi już w miejscu
i krajobraz za szybą znieruchomiał.
Dziś już wiem, że dwa i dwa to nie zawsze cztery,
bo iluzja jest wszechpotężna.
Nowy rok wcale nie zawsze zaczyna się tam, gdzie kończy się stary.
Dziś już wiem, że dwa i dwa to nie zawsze cztery,
bo iluzja jest wszechpotężna.