Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Przypływ

właśnie zaczyna się przypływ
atramentem na niebie rozlana
bezsenna noc, bezsenna ja
czerwienią wina rozgrzana

klękam na piasku, dotykiem kolan
maluję muszle, smaki, zapachy
wiatr gładzi skórę morzem pachnącą
niesie skądś dźwięki gitary

niczym kronikarz spisujesz
gwiazdy odbite w oczach
każdą kroplę mojego ciała
właśnie zaczyna się przypływ

niech nikt nam nie przeszkadza...