Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Łąki

zatrzaśnięta w czerwieni łąki
nie szukam wyjścia do świata
przyglądam się małym sprawom
wielkiego życia w trawie

niebo skręca w kierunku maków
mrówka po ręce mnie głaszcze
później wrócę do życia, później
bo teraz z Bogiem się bawię