zwane równoległymi.
Wpadam w nie znienacka
zupełnie nieświadoma faktu,
że oto przez chwilę znalazłam się w innej
rzeczywistości.
Kiedyś zdarzyło mi się chyba przez godzinę
szukać samochodu.
Nie było go w miejscu gdzie,
jak mi się zdawało, zostawiłam go pół godziny wcześniej.
W końcu objawił się tam nagle
jakby nigdy nic.
Przecierałam oczy ze zdumienia, stresu i zmęczenia,
bo przecież tam właśnie go szukałam tyle czasu
i nie było go.
Pustego miejsca też nie było.
Stał tam inny samochód.
Hmmm...
Innym razem w doskonale znanym mi miejscu
odkryłam nową ciastkarnię.
Nowoczesna, przestronna, jasno oświetlona.
Przez jakiś czas nie było mnie w tamtej okolicy,
więc pomyślałam, że po prostu
pojawiła się tam ta nowa cukiernia.
Wewnątrz były dwie ekspedientki,
dużo ciastek i ja.
Kupiłam jedno i wyszłam.
Wieczorem zjadłam je, popijając dobrą herbatą.
Było bardzo smaczne.
I nie byłoby w tym wszystkim nic dziwnego,
gdyby nie to, że za kilka dni odkryłam,
że ta ciastkarnia nie istnieje.
Chodziłam w tamtym miejscu w tę i we w tę,
szukając jej na wszelkie możliwe sposoby.
Nie znalazłam.
Ostatnio będąc w górach
przejechałam przez piękne widokowo,
mocno ośnieżone miejsce.
Stały zaparkowane ze trzy samochody i było trochę ludzi.
Niektórzy przechylali się przez barierki
i spoglądali w dół, podziwiając niesamowite widoki.
Pomyślałam, że zatrzymam się tam wracając
i zrobię parę zdjęć.
W drodze powrotnej zjeździłam tamtą okolicę
kilka razy zawracając, by ponownie przejechać
przez te same miejsca, poszukując tamtego.
Dobrze pamiętałam, jak wyglądało.
Poza tym jest tam tylko jedna droga,
górska serpentyna bez żadnej możliwości
zjechania gdzieś w bok.
Ale tamtego miejsca nigdzie już nie znalazłam.
Dosłownie kilka dni temu
jechałam samochodem drogą,
którą jeżdżę bardzo często.
Było po deszczu, na wzniesieniu dodałam gazu,
samochodem zarzuciło tak,
że omal nie straciłam panowania nad kierownicą.
Po prawej stronie było spore urwisko
i to w tamtym kierunku przechylił się samochód.
Gdy odzyskaliśmy równowagę,
odetchnęłam z ulgą,
bo przyznam, nogi mi zmiękły.
Za kilka dni, jadąc w tym samym miejscu
zaczęłam się zastanawiać, gdzie mną wtedy
tak zarzuciło, bo zdałam sobie sprawę,
że droga, owszem, jest jak zwykle, jest wzniesienie,
ale urwiska z boku nie ma.
Jest tam równy teren.
I zawsze taki był.
W tych chwilach, gdy to wszystko się wydarza,
nie mam świadomości, że nagle coś jest inaczej
w miejscach, które dobrze znam.
Wszystko wydaje mi się normalnie.
Dopiero gdy pojawiam się tam
następnym razem to odkrywam,
że teraz jest tak jak zawsze,
a ostatnio tak nie było.
I gdzie jest to, co widziałam ostatnio?
Efekt jest taki, że mam teraz w pamięci
te same miejsca w dwóch różnych wersjach,
z których jedna wciąż istnieje,
a druga nie.
Mam nadzieję, że nie zwariowałam 😂
Ale to mi pokazuje, już wręcz namacalnie,
że są wokół mnie różne inne warianty
na wyciągnięcie ręki.
Pojawiam się tam jak ptak,
który przez chwilę siedzi na gałęzi,
a potem odlatuje.
Patrzysz - jest, patrzysz - nie ma go.
Znienacka wpadam w inną opcję,
bliźniaczo podobną,
która potem znika z tej przestrzeni.
Albo to ja znikam z tamtej.
Jakbym znikła całkiem,
to już wiecie, gdzie jestem 😉
Może to właśnie dzieje się z tymi wszystkimi ludźmi,
którzy znikają z tej Ziemi
i nigdy nie zostają przez rodziny odnalezieni?
Ciekawe i fascynujące.
Wpadać w linie równoległe i wypadać, ok.,
rozumiem, że to może być możliwe.
Ale żeby przynieść ciastko
z cukierni istniejącej w innej przestrzeni i je zjeść... 😐