Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Królewska koniunkcja

dopełnia się.
Patrząc na niebo można odnieść wrażenie, 
że Saturn z Jowiszem za chwilę wpadną na siebie.
Ale nie dajmy się zwieść - to tylko złudzenie.
Nadal są od siebie oddaleni około 800 milionów kilometrów.
Cóż za iluzoryczny świat, ten nasz.

Jakkolwiek bądź, życie toczy się nadal.
Koguty pieją jak zwykle o poranku. 
Zza szczytów gór zaraz wychyli się słońce -
podaje delikatne ciepło na promiennej dłoni i barwi chmury
ostatnim dniem tegorocznej jesieni.


Tej nocy Zima stuknie swoim lodowatym konarem trzykrotnie,
a Jesień na ten znak zwinie swoją kruchą suknię z liści
i dmuchnie silnym wiatrem na pożegnanie.
Jutro rano Zima umości się już wygodnie
na tronie Natury i na początek zarządzi kilka najdłuższych nocy
nim Słońce na nowo poruszy cykl jasności i przyrostu.
Niesamowite jest to przelśnienie, niezwykłe rzeczy się dzieją.
Jeśli jesteś w tym miejscu w sobie, gdzie można żyć dziko i uroczyście -
poczujesz to.
Poczujesz, jak w ten dziwny i jedyny czas
wybarwia się confetti ducha Wodnika z morza świadomości bez dna.

W ciągu dnia chmury rozchylają swoje białe pióropusze
i pokazują, również wielce iluzoryczny,
 błękitny górny świat, który jest wielką niewiadomą.


Przyglądam się z czułością, jak obficie kwitną już prymulki.
Zbieram liście na pożegnanie jesieni.




Płynę z przemijaniem nie tylko pór roku,
niczego nie przyspieszam, niczego nie opóźniam,
jestem wieczna, więc mam czas;
coś się kończy - coś się zaczyna,
mocno wibrują nowe energie
i nic, nic, nic nas już nie powstrzyma
przed wielkim Saturnem mocy,
przed wielkim Jowiszem zmian.