Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Obfitością

jesień się zaczyna, zbiorami.
Zanim nastanie czas schodzenia do gawry,
czas cieni i ciemności -
jeszcze jest chwila, aby nacieszyć się energią
delikatnego słońca, 
aby pozwolić ciepłu przeniknąć pod skórę,
pod sukienkę, pod cień.
Równowaga dnia i nocy,
ziemi i nieba, czasu i bezczasu,
wdechu i wydechu - w naturze i w nas.


Zatem czas zbiorów i obfitości
rzec by się chciało, że wręcz nieziemskiej,
ale jakże ziemska jest ona przecież.




W Kantabrii trawa 
przez cały rok jest zielona, 
a jesienne róże niczym nie różnią się od tych, 
które różowiły się latem...


...ale - w pobliskim lesie bukowym
coraz już więcej liści pod stopami,
mchy coraz wilgotniejsze,
dziuple coraz bardziej senne, zamyślone...



robi się coraz bardziej tajemniczo i nastrojowo


... a ostrokrzewy wystroiły się już
w swoje odświętne czerwone bombeczki.


Niektóre grzyby tylko podziwiam



a inne z radością wrzucam do koszyka



"rudy, rudy, rudy rydz,
mam na rydza smaczek"...
zbierając, podśpiewuję sobie starą jak świat piosenkę.

Zagarniam w siebie tę obfitość, 
nasycam nią każde włókno mojego życia,
wibruję nią,
dziękuję.


Obfitością jesień się zaczyna,
zbiorami, zimowitami...



Fale fioletów, brązów, rudości,
złota i ochry, żółcieni i spokoju
przepływają przeze mnie,
bo tym właśnie jestem -
przepływem.


Wchodzę w królestwo czarów jesieni,
wieczorów długich jak nitki
babiego lata, mgieł porannych,
zup dyniowych i przypraw korzennych,
rytuałów skaczących paździerzy
i w kominku migotania ognia,
który ociepla mój jesienny świat.

Układam szyszki, suszę liście - te najpiękniejsze,
w notesie zapisuję zrywy wiatru, ruchy planet
i mrugnięcia gwiazd.



Układam się na jesiennym polu życia,
zmieniam dekoracje, wystrój wnętrza
i karmię ciszę makiem,
wodą deszcz, a oddechem wiatr.

Jestem całością i wszystko jest we mnie -
piaszczysta droga bez początku i końca,
suche liście kruszące się pod palcami
 i zarys świeżych, wiosennych kwiatów,
które się jeszcze nie wydarzyły - 
oto ten świat i nie ten świat.


"Nie mogę znieść utraty czegoś tak cennego,
jak jesienne słońce, pozostając w domu.
Więc spędziłem prawie wszystkie godziny światła
na otwartym niebie".
(Nathaniel Hawthorne)