Pierwszego dnia nowego roku przeczytałam akurat
takie słowa:
"Świat był świeży, nietknięty przemocą.
Czas dopiero zaczynał płynąć strumykami przez dolinę.
Tlen budził się w cząsteczkach powietrza.
Było to jeszcze przed wszystkimi porami roku.
Był pierwszy dzień.
Srebrna pajęcza nitka rozpięta nad horyzontem jak most.
Można było dotrzeć po nim dokądkolwiek zechcesz".
(Beata Pawlikowska)
I tak sobie pomyślałam, że przecież każdy dzień jest pierwszy.
Każdego dnia można coś postanowić,
coś rozpocząć, albo czegoś zaniechać.
Każdego dnia stawiamy ten pierwszy krok,
aby wstać z łóżka i wejść w nowy dzień.
Jaka woda popłynie dziś w naszym ciele?
O czym zaszemrze krew?
Czy pośród wielu stale powtarzających się czynności
(wstać, ubrać się, umyć, coś wypić, coś zjeść, itd., itp.)
i pośród setek tych samych myśli
pojawi się coś nowego, coś, czego wcześniej
nie znaliśmy?
Nowy pomysł, nowa informacja, nowa książka, nowa znajomość,
nowa droga, podróż, piękny kamień pod stopami,
liść o bajecznym kolorze lub kształcie,
niesamowity rysunek chmur na niebie,
nieziemski zachód słońca?
Jakie nowe odbicia i odblaski
wypatrzymy w filiżance herbaty?
Jakie nowe strachy zaglądną nam w oczy?
Z jakimi samotnymi drzewami połączymy swoje energie i gdzie?
A może zrobimy coś po raz pierwszy,
coś, czego jeszcze nigdy nie robiliśmy?
Pamiętam to radosne uczucie,
gdy dom rozpachnił się własnoręcznie zlepionymi kadzidłami.
I gdy ukręciłam swoje pierwsze mydła i kremy,
i obdarowałam nimi rodzinę i przyjaciół.
I tę naszą wspólną radość :)
I gdy udał mi się pierwszy tort, a potem następny,
też pierwszy, bo przecież całkiem inny.
Gdy upiekłam pierwszy chleb
na samodzielnie wyhodowanym zakwasie.
A propos chleba - taka porada:
:D
Pierwszy placek jeżynowy, smaczny
jak spełnione marzenie.
I gdy ze śnienia nadrannego wyplótł się łapacz snów.
Gdy nagle odkryłam malowniczość traw w dzbanie
i potęgę różowej koniczyny.
I gdy wysiałam czarnuszkę, a ona tak pięknie zakwitła.
Gdy ponad osiem lat temu, 28 sierpnia 2011 roku,
opublikowałam na tym blogu
pierwszy post (zobacz tutaj)
Każdego dnia stawiamy ten pierwszy krok,
aby wstać z łóżka i wejść w nowy dzień.
Jaka woda popłynie dziś w naszym ciele?
O czym zaszemrze krew?
Czy pośród wielu stale powtarzających się czynności
(wstać, ubrać się, umyć, coś wypić, coś zjeść, itd., itp.)
i pośród setek tych samych myśli
pojawi się coś nowego, coś, czego wcześniej
nie znaliśmy?
Nowy pomysł, nowa informacja, nowa książka, nowa znajomość,
nowa droga, podróż, piękny kamień pod stopami,
liść o bajecznym kolorze lub kształcie,
niesamowity rysunek chmur na niebie,
nieziemski zachód słońca?
Jakie nowe odbicia i odblaski
wypatrzymy w filiżance herbaty?
Jakie nowe strachy zaglądną nam w oczy?
coś, czego jeszcze nigdy nie robiliśmy?
Pamiętam to radosne uczucie,
gdy dom rozpachnił się własnoręcznie zlepionymi kadzidłami.
I gdy ukręciłam swoje pierwsze mydła i kremy,
i obdarowałam nimi rodzinę i przyjaciół.
I tę naszą wspólną radość :)
też pierwszy, bo przecież całkiem inny.
Gdy upiekłam pierwszy chleb
na samodzielnie wyhodowanym zakwasie.
A propos chleba - taka porada:
:D
Pierwszy placek jeżynowy, smaczny
jak spełnione marzenie.
i potęgę różowej koniczyny.
opublikowałam na tym blogu
pierwszy post (zobacz tutaj)
Pamiętam też to podekscytowanie, to przyspieszone bicie serca,
gdy podejmowałam decyzje
o porzuceniu dotychczasowego miejsca pobytu
i zaczynałam poszukiwania nowego.
Wiele razy się to działo.
gdy podejmowałam decyzje
o porzuceniu dotychczasowego miejsca pobytu
i zaczynałam poszukiwania nowego.
Wiele razy się to działo.
Uwielbiam zmiany, przenoszenie się w nowe miejsce
- oto podnosi się kurtyna i rozwijają się nieznane wcześniej pejzaże,
można odcisnąć swoje ślady tam, gdzie ich jeszcze nigdy wcześniej nie było,
wydeptać ścieżki sobie właściwe, niepowtarzalne,
nasycić swoje jestestwo nowymi wibracjami,
zapachami, smakami, inną zielenią otoczenia, inną rosą poranną,
innymi kolorami zmierzchów.
Są ludzie, którzy ukorzeniają się mocno,
wsiąkają głęboko w swoje miejsce na ziemi
i z trudem przychodzi im opuszczanie go.
Robią to jedynie, gdy coś ich do tego zmusi.
Ja zaś jestem życiowym nomadem.
„wędrujący w poszukiwaniu pastwisk”.
Tak właśnie.
Moje życiowe pastwiska zmieniają się,
choć nie wyczerpuję ich do cna, jak nomadzi.
Staram się raczej pozostawiać je w lepszym stanie, niż zastałam.
Moim żywiołem jest powietrze
i ono faktycznie napędza moje nogi i ramiona,
pogania ku wirowaniu z wiatrem,
unosi na skrzydłach chmur ku ciągle nowym lądom,
zarówno tym w świecie materii,
jak i tym w najgłębszych zakamarkach samej siebie.
i ono faktycznie napędza moje nogi i ramiona,
pogania ku wirowaniu z wiatrem,
unosi na skrzydłach chmur ku ciągle nowym lądom,
zarówno tym w świecie materii,
jak i tym w najgłębszych zakamarkach samej siebie.
A na dziś - nowe smaki.
Na rano - napar z igłami sosnowymi,
liściem laurowym, rutą i szałwią.
Na wieczór zaś utłukłam w moździerzu goździki,
kardamon, cynamon, ziele angielskie i kolendrę.
Dodałam suszony imbir i zieloną kawę.
Po zaparzeniu - kapka miodu.
A na dodatek - pudrowa delikatność zapóźnionej hortensji.
No pyszne po prostu.
Idealny smak na zimowy dzień,
gdy buty i nogi odpoczywają już po spacerze, a ogień wesoło migocze.
Hygge moments! :)
Chwilo trwaj!
Bo każdy dzień jest pierwszy.
I w wielkiej powtarzalności dni i nocy
nawet te najmniejsze szczegóły, drobiazgi, westchnienia czy okruchy
mogą być świeże, nowe, pierwsze, odżywcze,
jak ranek po dobrze przespanej nocy.
Jak nowy rok, jak nowe ciasto, nowe kwiaty,
a nawet nowe strachy, którym trzeba sprostać.
Pająku świata, tkaj nad horyzontem nitki jak most,
abyśmy mogli po nim przejść dokądkolwiek zechcemy.
Przynajmniej w wyobraźni, bo przecież to tam
wszystko się zaczyna.
*
rok nowy, malutki, wyszedł właśnie sobie
z kalendarza czasu
ze wstążki ziemskiego odliczania
ja zaś coraz starsza, choć
wiecznie młoda
jak co roku, jak co dzień
biorę się za spełnianie
braku postanowień