Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Idę na długo

"Jestem tylko przerwą między kolejnymi błyskami,
żywym, wyostrzonym punktem 
na przecięciu dwóch spojrzeń, 
które nie znają się i spotykają we mnie".
(Octavio Paz)






Świątynie światła na szczytach.
Dokoła kwitnie uroda miejsc nieuczęszczanych, samotnych, pięknych.





Idę.
Idę na długo, bo krajobrazy wciągają i trudno zawrócić.
Idę w te fałdy, kolory, rozblaski, pomiędzy westchnienia duchów gór.
W falujący, eteryczny oddech samej siebie.


Zadałam sobie parę odpowiedzi i teraz szukam pytań.
Szukam nisko i wysoko, bo życie jest wszędzie.


Jesienne melancholie marszczą góry.
Dzwonią blaszki liści i płatki anemonów.
Smętki między przydrożnymi kamieniami, widzę je.
Widzę siebie w przelatującym ptaku.
Widzę, jak cienie poruszają się po dnie doliny.
Napotykam też spojrzenia dawnych pasterzy.
Ślady zdarzeń sprzed czasów odległych.
Stara ta ziemia...


I będę tak szła po śladach niczyich.
Wydeptując własne, na styku ziemi i poezji.
Drogami wiatru i westchnień.