Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Uchyl drzwi

Między uciszeniem a ruchem
trwa wielkie pulsowanie bytu.

(Octavio Paz)


Półmetek zimy, czasu schodzenia w dół.
Mniej więcej od teraz iskry światła zaczynają mocniej się tlić,
aby powoli wybudzać  ziemię z letargu.
Drzewa, choć wydaje się, że trwają wciąż w zupełnym uśpieniu,
wewnątrz siebie już marzą, już myślą nad krojem i odcieniem
nowych liści.
Najodważniejsi już wypychają na światło dzienne
zalążki przyszłych kolorów.
Jak kamelia w moim ogrodzie.


Słońce jeszcze blade, przygaszone,
ale podziemne siły powoli zaczynają ruch wzwyż i wszerz.
Dmie północny wiatr, tłocząc ciężkie od zimna chmury,
ale, dokąd on je zanosi?
Do poczekalni Wiecznej Zimy!
Jak zagna tam wszystkie, to nastanie wiosna.

Ziemia przygotowuje się do wydechu.
Jej ciało eteryczne, na czas zimy przeniesione w głąb,
uwalnia się teraz ku powierzchni,
a duchy elementarne lekkim ruchem łaskoczą korzenie,
pobudzając przepływ niewidzialnych sił życia.

Lutowa noc miesięczna to pełnia Księżyca Lodu.
Surowa, zimna, szklista. Mlecznoperłowa.
Ale przecież hiacynty już kwitną!



Nowe smaki i zapachy już parują w oczekiwaniu.
Uchyl drzwi...