Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Przesilenie

coraz bliżej...

Listopad rozpieszczał nas ciepłymi, suchymi dniami,
a nocami niebem rozgwieżdżonym tak,
jak już dawno nie widziałam.
Jaśnieją Syriusz i Mars, a nad ranem,
prosto w okno mojej sypialni - Wenus.

Z początkiem grudnia aura zmieniła się,
jakby kto nożem odciął.
Ochłodziło się i zaczęło padać.
No i pojawiły się krasnoludki - w poszukiwaniu okruchów,
ogryzków, pestek, ciepłego kąta i dobrego słowa.

"Krasnoludki rosną w lesie.
Mają specyficzny zapach i białe brody.
Występują pojedynczo.
Gdyby się dało zebrać ich garść,
ususzyć i powiesić nad drzwiami -
może mielibyśmy spokój".
(Zbigniew Herbert)

Czasy się zmieniły i teraz krasnale chadzają parami 😊


Te na zdjęciu wyczarowała moja córka Klaudia.
Czaruje w drewnie również zwierzaki różniste,
które możecie zobaczyć lub zaprosić do swojej przestrzeni


Wychodzę do ogrodu.


Powietrze czyste i rześkie, przejrzyste i przenikliwe.
Przez dłuższą chwilę chodzę boso.
Trawa jest zimna i wilgotna, pod nią uśpiona ziemia.

Nocą późną i głęboką cisza taka, że słychać zbliżającą się zimę.
W górach już śnieg.


Patrzę na niego sprzed domu i zastanawiam się:
zejdzie w tym roku niżej, aż pod próg?
Tak jak kilka lat temu.
Koty przyglądały się wtedy tej bieli bardzo zdziwione 😃

 

Gdy stopy zmarzną już porządnie,
wracam do domu i zakładam grube skarpety.


Oniryczny staje się mój świat późną jesienią,
senny, przydymiony.
Dużo piszę.
Kolejny zeszyt kusi pustymi stronami.
Wkrótce zapełnią się zdaniami, notatkami, zdjęciami.




Rozpalam ogień w kominku, zapalam świece i kadzidło.




Czas na rozgrzewający napar
z cynamonu, kardamonu, anyżu, ziela angielskiego i goździków



i dynię z orzechami, którą właśnie wydobyłam z pieca.
Jem bardzo mało gotowanych czy pieczonych potraw,
ale tej przyjemności typowo jesiennej
nie mogę sobie odmówić.


Ależ dobrze jest się teraz w ciepłym domu
pachnącym słodkim aromatem cynamonu
i gorącej czekolady z imbirem.
Ależ dobrze jest się w swoim przyjaznym świecie,
w swoim duchu, w swoich blaskach i cieniach,
w ciszospokoju, zadumomelancholii, świecoterapii.
Po prostu - w sobie, jak w ciepłym kocu.



Odgłosy deszczu zza okna,
trzaskanie drewna w kominku,
migotanie świec, zapach kadzidła
i rozgrzewający napar + relaks ciała i duszy
zapatrzonych w ogień -
to jeden z moich ulubionych zestawów na jesienno - zimowe wieczory .
Macie swoje?
Przywołujcie je do swojego życia jak najczęściej,
bo stan, jaki wywołują w naszym istnieniu
jest magiczny, uskrzydlający i cenny.