Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Koło życia

zawiera w sobie wszystko.
Toczy się nieustannie w doświadczaniu,
produkując uczucia i emocje.
To one są solą życia.

Coraz więcej rzeczy przypomina mi się.
To tak, jakbym zerwała się nagle
na równe nogi po długim śnie, 
poczuła ogień w sercu, powietrze w płucach,
wodę w każdej komórce mojego ciała
i ziemię pod stopami, i w materii samej siebie.
One wszystkie zawsze tam były,
to mnie czasami nie było.
Żywioły.
Żywioły w kole życia.


Ogień lata zagasł, posypując jesień popiołami.
A popiół żyzny jest, życiodajny.
Można się z niego odrodzić, prawda feniksie?
Gdy minie już czas ciemności,
miesiąc zrywania wichurami ostatnich liści z drzew.

*

"Coraz to z ciebie, jako z drzazgi smolnej
wokoło lecą szmaty zapalone;
gorejąc nie wiesz, czy stawasz się wolny,
czy to, co twoje, ma być zatracone?
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
co idzie w przepaść z burzą? - czy zostanie
na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
wiekuistego zwycięstwa zaranie".

Słowa Norwida, które wyglądają oknami duszy,
żywiołami ciała, eterem ducha i wciąż pytają:
co zostanie, co z tego wszystkiego zostanie?
 
 

  w mandali życia zawieszona
pośród milionów innych istnień
kluczem iluzji otwieram pamięć
by odkryć
skąd i dlaczego tutaj przyszłam 

zawieszona w powietrzu
zakopana w ziemi
zatopiona w wodzie
spalona w ogniu
odradzam się

ziemia jest moim ciałem
woda jest moją krwią
ogień jest moim duchem
powietrze jest moim oddechem
eter... eter jest
moim nieistnieniem


ciekawa jak kot
czytam z wody i z dymu
wypatruję znaków
zbieram koronki fal, łzy rusałek
i pióra ptaków

czasami mruczę czasami drapię
albo wspinam się na drzewo
by z góry lepiej zobaczyć
ten szmat drogi
po obu stronach istnienia

uczę się moknąć na deszczu
i stać na zimnym wietrze
zasypiać na gołej ziemi
krzesać ogień kamieniem


gdy poznam wielką ciszę
i splotę w sobie żywioły
wtedy dopiero spokojnie
domknę koło życia