Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Dom, ciepły dom

Przyszły deszcze.
 Pierwsza jesienna fala obfitego deszczu.
Ale jeszcze ma być ciepło i słonecznie,
jeszcze nacieszymy się spacerami, dozbieramy kasztanów i orzechów,
wyciśniemy ostatnią słodycz z fig.
A póki co - kominek buzuje, herbata paruje, świece lśnią.


Niegdyś, gdy tylko nastały chłody, życie przenosiło się do domu.
I teraz też tak jest.
Tylko że teraz już niemalże nikt nie puszcza w ruch wrzeciona,
nie zajmuje się tkaniem i własnoręcznym przygotowywaniem swoich ubrań od podstaw. 
Jak to było?
Gdy z własnego pola zebrano len, łodygi roszono, 
czyli rozkładano na łące, żeby zdrewniałe części zbutwiały.
Dzięki temu później, podczas międlenia, które polegało na
uderzaniu w wysuszone już łodygi, te łatwiej oddzielały się od łyka.
Części, które podczas uderzania odpadały - to paździerze.
I to one dały nazwę październikowi.
Paździerze wyrzucano, a z reszty łodygi powstawała przędza.
Z wyczesaną, upraną, wysuszoną i nawiniętą na szpule,
siadano do kołowrotka.




Gdy z lnu i wełny tkano płótna, bajano przy tym i gawędzono,
i przyśpiewywano, i nici snuły się na równi ze słowami.
Na polach pustki, a w domach tętniło życie.

Czasy bardzo się zmieniły i stare zwyczaje odeszły do lamusa.
Nie mam kołowrotka ani licznej rodziny,
jesienne wieczory nie schodzą na bajaniu i bajdurzeniu,
ale czasami - na wspominaniu.
I tak, siedząc przy kominku w ten październikowy wieczór,
dałam się ponieść obrazom z przeszłości, które wyświetliły mi...
domy.
Domy, w których mieszkałam.
Wszystkie wspominam z czułością.

Gdzieś pomiędzy były mieszkania. 
Mniejsze, większe, w różnych miastach. 
Też bardzo kochane. 
Ale dziś napiszę o domach. 
Ktoś kiedyś powiedział:
"bo to były domy, a nie mieszkania, 
a domy, jak i psy, są ludźmi..." 


Ten w Urugwaju, dawno temu, wciąż jest żywy we mnie najbardziej,
bo trudno było mi się z nim rozstać.
Ostatniego dnia chodziłam apatycznie po wszystkich pomieszczeniach
i pytałam siebie, połykając łzy: to jak to, jak to? Już trzeba wyjść?
Już nigdy tu nie wrócę? Wrócę jakoś. Muszę wrócić!

Nie wróciłam.

Choć podróż sentymentalna do Urugwaju wciąż mieści się w planach
na to życie. 
Odnajdę ten dom natychmiast i prosto z serca
spojrzę mu prosto w okna.


A okna z jednej strony patrzyły na ogród, z drugiej - na park. 


Z tarasu od strony ogrodu można było dotknąć liści wysokiej palmy, 
które z najmniejszym podmuchem wiatru cudnie szeleściły.

Dom w Ekwadorze. Wysoko, na wzgórzu,
z którego widać było fragment Quito.
Miasto położone na prawie 3 tysiącach metrów n.p.m.,
blisko równika, na stokach czynnego wciąż wulkanu Pichincha.
Na tej wysokości, gdzie tlenu mamy znacznie mniej,
chcąc nie chcąc, żyje się bez pośpiechu,
ponieważ każdy ruch wymagający wysiłku czy prędkości
przyprawia o zadyszkę i gwałtowne bicie serca.


W dzień - okoliczne góry - wulkany i miasto w dolinie,
wieczorem - morze świateł. 
Dom, w którym dzwoniły szyby i kołysały się lampy,
gdy ziemię nawiedzały mniejsze lub większe wstrząsy,
tak typowe dla tego regionu.
Pewnej nocy 6 i pół stopnia w skali Richtera mocno dało się nam we znaki.
Na samo wspomnienie robi mi się niedobrze.
Do tego świadomość bezpośredniego sąsiedztwa aktywnego wulkanu,
który realnie zagraża miastu,
dopełniał odczucie podskórnego niepokoju.
Lubiłam ten dom, ale jednak podróży do Ekwadoru nie planuję ;)


I domy w Hiszpanii.
Pierwszy - w okolicach Madrytu. Centrum kraju.
6 lat miłości, przytulności, szczęścia.
W ogrodzie drzewa oliwne, wierzba płacząca, lawenda
i dużo bluszczu, malowniczo oplatającego ściany
i zwieszającego się na kamienie skalne, 
a w wielu miejscach na podłożu zajmującego miejsce trawy.






Dwa kolejne domy - w Andaluzji. Południe.
3 lata absolutnego zauroczenia wszystkim dokoła:
zwieszające się bugenwille,
juki, kaktusy, wszechobecne palmy, 
pachnące tymianki i rozmaryny, i obfitość kwiatów wszelakich,
których nazwy są mi nieznane; kwiatów, które cieszyły oko i duszę.


Białe domki i domeczki
poprzytulane do zboczy gór, patrzące na nieodległe Morze Śródziemne.




Tam uczyłam się piec chleb. Od skrzatów :)
Sielanka, po prostu.


I dom, w którym jestem teraz. 
Aby w nim zamieszkać, jadę na przeciwległy kraniec Hiszpanii, 
ponad 900 kilometrów. 
Kantabria. Północ. Zupełna zmiana scenerii.
Magiczne klimaty mgieł, wielkich, zielonych przestrzeni
poprzetykanych pastwiskami, strumykami i wstążeczkami ścieżek.




Drzewa kasztanowe i figowe, jesiony i eukaliptusy, 
mimozy, magnolie i kamelie, i hortensje, hortensje, hortensje.




Dwukolorowe zimy, biało - zielone.



Domy z kamienia czyli cabañas, są atrakcją dla turystów.
Często widać je samotne, wysoko w górach, tuż pod chmurami.



A za górami - atlantyckie plaże, spienione, huczące, rzadko spokojne.




Różne domy, różne historie i etapy życia. 
I tak sobie myślę, że miałam dużo szczęścia
mogąc rozpalać ogniska domowe w tak przyjaznych, ciepłych domach
w niezapomnianych krajobrazach.

Jaki dom i gdzie czeka jeszcze na mnie? 

Zawsze teraźniejszość, która wpuszcza w siebie przyszłość
odchodzącą w przeszłość.


"Przejdź się po pokojach, w których śpisz,
 jesz i żyjesz. 
Pobłogosław ściany, dach, okna, fundament. 
Podziękuj za to, co posiadasz.
Przekonaj się, że dom twoich marzeń 
mieszka w tobie. 
Musisz znaleźć go w tajemniczym sanktuarium
twojego serca, zanim przekroczysz próg jutra". 
(Sarah Ban Breatchnach) 

*   *   *

I jeszcze, na zakończenie,
mój stary wiersz o starych domach:


stare domy
obrastają historią lat
szyby drżą na wspomnienie
awantur lub dźwięcznego śmiechu
futryny pamiętają
przebiegające dzieci
i trzaskanie drzwiami
a drzwi - podglądanie
przez dziurkę od klucza
ściany wszystko słyszały
okna wszystko widziały
sufity dzielnie trzymały
kryształowe żyrandole
a podłogi dusiły się
od ciężaru wełnianych dywanów
kuchnia kręciła nosem
na zbyt mocne aromaty
łazienka ciężko dyszała
od nadmiaru pary
pokoje lubiły zamieniać się miejscami
tak dla hecy
a ludzie byli tak zabiegani
że nikt tego nie zauważał

ludzie, ludzie... bez nich domy
zapadają się w sobie
na ruinie wspomnień
na ruinie cegieł

domy, domy... bez nich ludzie
zapadają się w sobie
na ławce w parku
pod gołym niebem