Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Z lotu motyla



melodia nowej zieleni
wróżę sobie z lotu motyla
 z rysunków chmur
staccato mojego serca
maślane kontury zmysłów
paruje wilgotna ziemia
wieloddech wiatru
we włosach, ciepły

a w górach wciąż śnieg

rozwijam czekoladę
i łamię ją na małe cząstki
jedną podaję ci na otwartej dłoni

patrzę w dal
planuję daleką podróż

dzień coraz dłuższy
kamelia buja kwiaty
na soczystych cieniach gałęzi




czekolada rozpuszcza się w ustach
i na słońcu

u mnie wiosennie
ale u ciebie, mówisz, różnie bywa

daj, powróżę ci tak
aby było dobrze