Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Nów, dzień za dniem

Po upalnym dniu...
 

... upalny wieczór.

Cisza układa się w warstwach zmroku.
Dokąd idziesz dniu, który właśnie tak cicho odchodzisz?
Mijasz niepostrzeżenie, ale ja to widzę.
Mijasz w przeszłość, jak wszystko.
Dzień po dniu, dzień za dniem - drogie dni,
zabrałyście już ze sobą prawie całe lato!


 Sięgam po dzwonki Koshi,
które swoim słodkim, delikatnym brzmieniem
wprawiają w dobry nastrój wszystko dokoła.




Powoli zapada noc,  parna noc, z tych, co najbardziej lubię.
Jest nów, ostatni tego lata.
Atmosfera nowiu zawsze mnie urzeka i magnetyzuje -
 noc jest wtedy jakby głębsza,
bardziej aksamitna, wyrazista i gęsta,
a moja dusza reaguje wspomnieniem,
bo gdy wchodziłyśmy na ten świat, był nów właśnie.
Smak, zapach nocy w nowiu jest zupełnie inny od pozostałych.



Nowie sprzyjają obrotom ku sobie,
cichnięciom myśli, poruszeniom duszy, 
medytacyjnym zapatrzeniom w lustro mijających nas.


Ten nów powoli domyka drzwi lata.
Siedzę i trzymam w dłoniach drewniany krążek,
na którym namaluję jesienne liście,
koszyk pełen grzybów i wiatr.


Nadchodzące, nowe dni szykują się pełne słodkich fig,
coraz dłuższych cieni i mgieł nad górami.
Nowe dni, coraz krótsze,
nowe noce, coraz dłuższe,
nowe fazy księżyca, 
niektórym ciemność, niektórym blask.
Coś się rozdziela, coś się łączy,
coś się zaczyna, a coś kończy...


Dobrze, że wciąż jeszcze jest ciepło.