Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Gdzie bym była, gdybym...

 Czasami patrzę w oczy sobie z kiedyś
(nie tylko na zdjęciu)
i zastanawiam się, ile zostało we mnie tamtej mnie.
No niewiele.


Gdy przyglądam się, jak potoczyło się
moje całkiem nieźle poukładane życie,
to ogarnia mnie wielka ciekawość, żeby zobaczyć,
jak by się rozwinęło, gdybym
podjęła zupełnie inne decyzje
w kluczowych momentach życia.
Bardzo dokładnie widzę te momenty.
I te decyzje.
Te graniczne, wstrząsowe, przełomowe,
które na ogół trwają parę sekund,
ale przestawiają całe życie na inne tory
i potem nic już nie jest takie samo,
a konsekwencje ciągną się latami.
Albo do samego końca.

Zatem gdzie byłabym dzisiaj,
gdybym wtedy postanowiła inaczej?
Może w tym samym miejscu,
do którego doszłabym po prostu inną drogą?
A może jednak w zupełnie innym?

Geograficznie wygląda to tak,
że mogłam zostać w Urugwaju,
ale nie zostałam.
W Hiszpanii mieszkam od 2005 roku,
ale propozycję, aby tu zostać
miałam już w roku 1986.
Odrzuciłam.
Zaraz potem pojawiła się Kanada.
Też nie chciałam.
Rok później mogłam wylądować na stałe w Australii.
Nie zdecydowałam się.
Mogłam też w końcu pozostać w Polsce.
Ale nie.

To nie tylko geografia, bo, oprócz Urugwaju,
za tymi miejscami stali mężczyźni.
Geografia była w tle.
(A może to jednak mężczyźni byli w tle?).

Mówi się: 
"nie było ci pisane, wszystko jest tak, jak ma być".
Ok.
Lecz ja odbieram to inaczej.
Bo coraz wnikliwiej przyglądam się temu,
co czuję, gdy nie wiem, co "się mówi".
Gdy NIC nie wiem - nic z tego, 
co przyjęłam od innych, z zewnątrz.
Gdy tylko siadam i wczuwam się w Rdzeń siebie.
On wyrasta z Macierzy i jest
niezaludniony i niezasłowiony.
Nie jest też pusty.
Raczej pełen informacji i potencjałów.

I wtedy to Coś błąka się po mnie.
Aż do szpiku kości.
Jakieś odległe, niepokojące odczucie,
że było mi pisane coś zupełnie innego.

I że w tym życiu mogę już tam nie zdążyć...