Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

A może nie ja

spotkałam kamienny dom 
idąc drogą, której nie było
na schodach siedzę
a może nie ja

 do kieszeni przemijania
zbieram obfitość lata
na potem


choć wiem aż nazbyt dobrze
że potem wszystkiego się pozbędę


dom kamienny całkiem
i przez okno wyglądam kamieniami
stale rodzą się nowe
choć nikt nie wie jak


snopy siana chowają w sobie
kosmiczne wspomnienia
każdego skoszonego źdźbła
znam te wspomnienia
ze spadających kartek życia



chmury nie szykują dziś deszczu
miękko spoglądają na ziemię
nucąc z wiatrem stare piosenki
które słyszę gdzieś poza czasem
tam oddycham samotnym drzewem
a może nie ja



może wrócę, może nie
tylko jeśli zawołasz
a może nie ty