Lubię wyjść z siebie i usiąść obok. Spojrzeć sobie w oczy lub czterema oczami w dal. Przede mną wiosna jesieni życia, wolna czasoprzestrzeń do usłania różami albo polnymi kwiatami, miodem codzienności, czekoladą zmierzchów, mlekiem świtów i stukaniem korali spadających lat. Dłonią w powietrzu rysuję sobie drzwi. Codziennie otwieram je i przechodzę na drugą stronę. Gdzie wtedy jestem? O niebo dalej...


Translate

Obserwuj Miejsce Spotkań Wymyślonych

Żadnego brzegu

schodzę do rzeki
której nie ma
ale płynie po niej łódź

odpływam
zostawiając za sobą rzeczy już napisane

kochały mnie bez wzajemności

pomiędzy nimi a mną
zawsze jest pamięć i coś nieokreślonego
łącznie z uczuciami o różnych kształtach

to pomiędzy też zostawiam

słyszę bezkres przede mną
widzę zapach wody

wyciągam ręce
by dotknąć wieczności
biorę kurs na nieskończoność

szelest ciszy z wolna gaśnie
rozproszony śmiechem na myśl
że nie ma już dla mnie
żadnego brzegu

(foto: net)